Przed wyjazdem do Guilin, zorientowałam się troszkę w temacie małych, antycznych wiosek w okolicach miasta. Jak się okazało, w promieniu kilkudziesięciu kilometrów jest ich całkiem sporo.
Ostatecznie wybór padł na Daxu, głównie dlatego, że jest najbliżej, a mając w perspektywie jeszcze wiele godzin spędzonych na podróżowaniu, było to dla nas priorytetem.
Nie wiem jak jest w innych wioskach, ale wydaje mi się, że nie mogliśmy trafić lepiej! Daxu jest absolutnie niesamowite i dzień, który tam spędziliśmy był naprawdę wspaniały.
Jest to zdecydowanie najbardziej autentyczne miejsce tego typu jakie widzieliśmy do tej pory w Chinach, nie skażone jeszcze wielką turystyką. Poza nami, innych zwiedzających można było policzyć niemal na palcach.
Co równie ciekawe, aby wejść na teren zabytkowej części, nie trzeba było kupić żadnego biletu. Zaskoczyło nas to bardzo, bo do tej pory, zwiedzając zabytkowe wioski i miasteczka, musieliśmy kupować drogie bilety, których ceny oscylowały wokół 100 RMB, a w niektórych płaciliśmy nawet po blisko 150 RMB. Brak biletu wstępu był więc nowością, co jak się wkrótce okazało, zwiastowało same dobre rzeczy.
Dla zainteresowanych tematem dodam, że wcześniej byliśmy w następujących wioskach i miasteczkach: Pingyao, Fenghuang, Luzhi, Tongli, Zhouzhuang, a ostatnio również w Zhuge. O ile wszystkie były bardzo ciekawe, to zawsze było widać, że wiele rzeczy odremontowano, a mieszkańcy przerzucili się na zarobek polegający chyba tylko i wyłącznie na wyciąganiu z turystów jak największej ilości pieniędzy. Wygląda na to, że tak to niestety tutaj jest. Coś staje się zabytkiem i momentalnie nabiera pocztówkowego wyglądu, w zamian tracąc jednak dużo z oryginalnego uroku i autentyczności. Takie przynajmniej ja mam odczucia.
W Daxu było inaczej. Przechadzając się uliczkami, które z pewnością pamiętają bardzo odległe czasy, widać było, że niewiele się tu zmienia. Czuliśmy się tak, jak byśmy nagle trafili do bardzo odległej epoki. To było coś niesamowitego.
Stara babuszka sprzedawała jajka z popiołu, jakiś dziadek siedział na progu, pod domem bawiły się dzieci. I nikt za bardzo nie zwracał na nas uwagi, nawet niezbyt liczni sprzedawcy pamiątek.
Historia starego domu.
Idąc główną uliczką, nagle zobaczyliśmy napis „coffee”, co oczywiście zadziałało na nas niczym magnes. Po wejściu do środka, okazało się, że jest to maleńka, bardzo przytulna knajpka, gdzie nie tylko dostaliśmy kawę i przepyszne śniadanie, ale również kupiliśmy północnokoreańskie banknoty!
Pani właścicielka była przemiłą kobietą, mówiącą w dodatku troszkę po angielsku, a ze ściany mogliśmy przeczytać historię domu. Mianowicie, został zbudowany w 1914 roku przez biznesmena Guangren Wang’a. Przez lata dom zamieszkiwany był przez kolejne osoby, aż do momentu, gdy ostatni właściciele wrócili na północny-wschód. Przez dekadę budynek stał pusty i był bardzo samotny, a jego dach przeciekał. Jak czytamy dalej: „… Suddenly have two children come back. They told me: They will stay here and live with me OMG! I’m very excited and feel lucky! We will have a new life.”
Nie ukrywam, że ujęło nas to bardzo.
Zwiedzamy prywatny dom.
Po mocno przeciągniętej posiadówce w kawiarence, ruszyliśmy wreszcie na dalszą eksplorację miasteczka. Pierwszym przystankiem był miniony wcześniej dom, którego właściciel oferował zwiedzanie wnętrz za 10 RMB od osoby. Jak utrzymywał, nadal mieszka tam ze swoją rodziną i chociaż wiele by na to wskazywało (chociażby rozwieszone pranie), to z drugiej strony, dziwi fakt, że wszystko w środku wygląda tak, jakby miało co najmniej sto lat. Rozumiem przywiązanie do tradycji, a nawet to, że niektóre dawne rozwiązania mogą wciąż być praktyczne, ale nie wierzę, że ktoś w dzisiejszych czasach nie czerpałby ani trochę ze współczesnej technologii. No cóż, może po prostu jest tam więcej pomieszczeń, już nie przeznaczonych do zwiedzania.
W Daxu jest jeszcze kilka innych budynków, które można zobaczyć od środka i wszystkie zachwycają. Wnętrza są wręcz powalające, a same budynki i ich wykończenia, świadczą o ogromnym kunszcie budowniczych. Myślę, że każdy miłośnik dawnej, chińskiej architektury byłby zachwycony zwiedzając miasteczko. Mnie najbardziej spodobały się oczywiście dachy, stare bramy oraz jeden bardzo osobliwy, stromy i dziwnie krzywy most.
Informacje praktyczne: dojazd do Daxu z Guilin nie jest zbyt skomplikowany, gdyż kursuje tam autobus, a sama podróż jest krótka. Niestety nie potrafię udzielić dokładniejszych informacji, gdyż my mieliśmy wszystko zapisane po chińsku na małej karteczce (dzięki uprzejmości chłopaka z naszego hostelu) i nie znam ani numeru autobusu ani nazwy ulicy, z której odjeżdża. Myślę jednak, że każdy z łatwością uzyska takie same informacje w swoim hostelu.
Ten wpis, jak i zdjęcia są bardzo ciekawe właśnie z uwagi na autentyczność miejsca. Jak dobrze,że takie wsie , czy miasteczka jeszcze istnieją i jest szansa,że takimi pozostaną. Już traciłam wiarę,czy uda się Wam trafić do takowych. Naprawdę miło poczytać i poogladać. Wzruszająca historia o domu,do którego powrócili dawni właściciele.
nas właśnie też wzruszyła ta historia 🙂
Lovely pictures, soo much culture cpatured in such a few shots
thank you Mr. Lucas 🙂
Ależ tam prawdziwie!