Zdjęcia Fenghuang powalają na kolana, podobnie jak samo miasteczko, które nie ma sobie równych. To istne cudo, perła architektoniczna, rozkosz dla oczu.
Bez końca można gapić się na przepiękne domy, z których część opiera się na palach, przechadzać wąskimi uliczkami albo przełamywać strach na mostach bez barierek. Dostępne do zwiedzania rezydencje, odkrywają przed nami ciekawe wnętrza, a świątynie kuszą swoim niepowtarzalnym urokiem, by zostać dłużej.
Jedna z nich znajduje się pomiędzy dwoma budynkami mieszkalnymi, w których toczy się normalne życie, więc aby się do niej dostać, wchodzimy ludziom na dziedziniec. Jest raczej skromna, ale tak autentyczna, że szybko staje się moim ulubionym miejscem w całym mieście.
Druga ma na wyposażeniu ogromnego żółwia, który jest pod stałą obserwacją pewnej pani, która twierdzi, że ma on 800 lat. Jak wchodzę do pomieszczenia, w którym się znajduje, w pierwszym momencie myślę, że to tylko figura, bo ma uniesioną głowę, ale kompletnie się nie rusza. Dopiero po chwili okazuje się, że to prawdziwe zwierzę.
Długo nie jest nam dane go oglądać, bo pani zakrywa go ręcznikiem i teraz wystaje mu już tylko głowa. Nie można też robić żadnych zdjęć.
Żółw jest bardzo ograniczony ruchowo. Znajduje się w bardzo płytkim, szklanym akwarium, które uniemożliwia jakiekolwiek przemieszczanie się. Nie wiem, czy nie potrzebuje albo nie może się ruszać ze względu na swój zaawansowany wiek, czy to ludzie zgotowali mu taki los.
Ciekawym miejscem jest również park znajdujący się na wzgórzu (Nanhua Shan National Forest Park), gdzie w jednym miejscu ludzie zawieszają małe, słomiane kapelusiki z tabliczkami i czerwone parasolki. Kolor wspaniale kontrastuje z wszechobecną zielenią.
Na głównym placu znajduje się wielka figura feniksa, a wokół niej gromadzą się mieszkańcy. W Sylwestra jest tam wyjątkowo tłoczno, niektórzy tańczą, inni grają na instrumentach, jeszcze inni po prostu spacerują albo zajadają się przekąskami z ulicznych straganów. Jest też scena, wokół której ewidentnie trwają przygotowania do jakiegoś występu, ale nam nie dane będzie go zobaczyć. Przypuszczam, że odbył się dopiero następnego dnia, kiedy nas już nie było.
Chodząc uliczkami, między drewnianymi zabudowaniami, można godzinami wypatrywać drobnych detali, pięknych zdobień, zawieszonych wszędzie czerwonych lampionów.
Znakomitym miejscem do obserwacji kolorowych fasad budynków, jest też pokład małej łódki, którą można przepłynąć się po rzece. My zrobiliśmy to o poranku, gdy wszystko owite było jeszcze lekką mgiełką i trochę tajemniczą poświatą.
Hotelowe perypetie.
Wszystko pięknie, ładnie, dlaczego więc w tytule posta, znalazło się określenie “turystyczna pułapka”?
Już spieszę z wyjaśnieniem!
Otóż, z naszym pobytem w Fenghuang, od samego początku, coś było nie tak. Właściwie, prawie wszystko było nie tak.
Z dworca do centrum przyjechaliśmy miejskim autobusem. Wysiedliśmy tuż przy moście, z którego był przepiękny widok na wszystko to, co Fenghuang ma najlepszego do zaoferowania. Zaczęliśmy się rozglądać, bo oczywiście nie mieliśmy pojęcia, w którą stronę się udać, by trafić do zarezerwowanego hotelu. Po chwili postanowiliśmy zapytać o drogę i padło na młodego chłopaka, który okazał się mówić po angielsku. Była to pierwsza i ostatnia osoba w mieście posiadająca tą umiejętność (poza obcokrajowcami), którą mieliśmy okazję spotkać.
Chłopak zapytał kogoś o drogę i powiedział, że nas zaprowadzi. Nie posiadaliśmy się ze szczęścia i ochoczo za nim podążyliśmy. Przeszliśmy na drugą stronę mostu i zeszliśmy do rzeki. Zaczęliśmy kluczyć małymi uliczkami. Nasza radość nie trwała długo, bo szybko okazało się, że nie tak łatwo jest nasz hotel znaleźć. W między czasie, chłopak zaczął nas wypytywać o cenę naszego noclegu, przy okazji zaznaczając, że jego siostra ma hotel za 100 RMB za noc (o który zresztą zahaczyliśmy, chociaż nie był po drodze). Kluczyliśmy jednak dalej, aż w końcu stało się oczywiste, że coś jest nie tak. Chłopak poprosił młodą dziewczynę sprzedającą jakieś pamiątki o telefon i zadzwonił do naszego hotelu. Po chwili rozmowy, oznajmił nam, że hotel jest zamknięty ze względu na zbliżający się Chiński Nowy Rok. W pierwszej chwili nie mogliśmy w to uwierzyć, bo mieliśmy rezerwację zrobioną na booking.com, ale z drugiej strony, wiedzieliśmy, że mamy przecież do czynienia z Chińczykami, więc tak naprawdę wszystko jest możliwe.
W zaistniałej sytuacji, nie widząc innej opcji, poprosiliśmy chłopaka żeby zabrał nas do hotelu swojej siostry. Na miejscu okazało się, że pokoje są naprawdę bardzo ładne, z balkonami wychodzącymi wprost na rzekę i wyposażonymi w huśtawki. Od razu się zdecydowaliśmy i nawet zostawiliśmy bagaże zanim zeszliśmy do recepcji żeby zapłacić.
Niestety na dole okazało się, że nie będzie to takie proste. Chłopak zaczął nagle mówić, że mamy zapłacić tylko za jedną noc, a następnego dnia zapłacimy za kolejną (my chcieliśmy zostać na 5 nocy i od razu zapłacić za wszystkie, żeby mieć to z głowy). Z początku w ogóle nie rozumieliśmy w czym problem, bo przecież chcieliśmy zapłacić za wszystko z góry, ale dość szybko stało się to dla nas jasne. Mianowicie, okazało się, że od następnego dnia, każda noc miała mieć inną cenę, oczywiście dużo wyższą, a wszystko to z powodu Chińskiego Nowego Roku. Masakra! Nagle zamiast 500 RMB, zażądano od nas jakiejś horrendalnej sumy. Wkurzeni, powiedzieliśmy, że w takim razie idziemy gdzie indziej i żeby otworzyli pokój, bo chcemy z powrotem nasze bagaże. Od momentu kiedy to powiedziałam, do chwili gdy wreszcie to zrobili, minęło pewnie z 15 minut. Cały czas mówili, że za chwilę, za chwilę, a w między czasie dyskutowali po chińsku. Ostatecznie zaproponowali nam cenę 700 RMB za te pięć noclegów, ale uznaliśmy, że jest to nie do zaakceptowania. Nie tyle chodziło o pieniądze (chociaż była to kwota ok. dwukrotnie wyższa niż to, co mieliśmy zapłacić za naszą oryginalną rezerwację), co o to ich kombinatorstwo. Byliśmy wkurzeni na maksa i nie chcieliśmy mieć z tymi ludźmi nic więcej do czynienia.
Odzyskaliśmy nasze bagaże i ruszyliśmy na poszukiwania innego hotelu. Niestety dość szybko okazało się, że wszędzie mają różne ceny na poszczególne dni i są one bardzo wysokie. Nawet obskurne rudery życzyły sobie kosmicznych kwot, na co my nie byliśmy gotowi się zgodzić.
W końcu trafiliśmy do jakiegoś dziadka, który zażyczył sobie 80 RMB. Tłumaczyliśmy, że chcemy zostać na pięć noclegów i wielokrotnie upewnialiśmy się, że dobrze się rozumiemy, po czym daliśmy mu 500 RMB (wliczając 100 RMB depozytu). Pokój był bardzo skromny, a toaleta była dziurą w ziemi, ale nie mieliśmy już siły szukać dalej.
Niestety jeszcze tego samego dnia, dowiedzieliśmy się, że córka dziadka chce z nami rozmawiać o opłacie za hotel. Domyśliliśmy się, że dziadek pewnie nawalił, a ona będzie teraz chciała wyciągnąć od nas więcej pieniędzy. Miała przyjść w nocy, ale jako że tego nie zrobiła, postanowiliśmy olać temat.
Jakimś cudem przetrwaliśmy trzy noclegi bez konfrontacji z tymi ludźmi i właściwie myśleliśmy, że już tak pozostanie, ale czwartego dnia, gdy właśnie wybieraliśmy się na miasto, zostaliśmy zatrzymani w recepcji. Przy użyciu translatora w telefonie, kobieta próbowała nam wytłumaczyć, że te różnice w cenie są im narzucone przez jakiś akt i to nie od nich zależy. Dodatkowo, napisała nam, że opłata za klimatyzację wynosi 80 RMB dziennie! Myślałam, że mnie krew zaleje albo ta baba stanie się pierwszą osobą, którą w życiu znokautuję! Przysięgam!
Zamiast tego, zdecydowałam się jednak na argumentację słowną. Napisałam jej, że nie może nam na tym etapie zmieniać cen i że się wyprowadzimy, ale za nic im nie zapłacimy i chcemy z powrotem pieniądze za dwa noclegi i depozyt. Na szczęście dotarło to do jej świadomości, w dodatku znacznie szybciej i łatwiej niż się spodziewałam.
Wróciliśmy na górę, wszystko spakowaliśmy i postanowiliśmy, że wracamy do Hangzhou. Już rano zdecydowaliśmy, że Fenghuang będzie naszym ostatnim przystankiem w podróży. Wcześniej planowaliśmy jechać jeszcze do Guilin, ale w związku z tymi wszystkimi problemami z noclegiem i cenami, uznaliśmy, że nie jest to najlepszym pomysłem. Teraz, w obliczu zaistniałej sytuacji i nagłej wyprowadzki, uznaliśmy, że nie będziemy nawet szukać innego hotelu na kolejne dwa noclegi w Fenghuang. Mieliśmy serdecznie dość całego tego miasteczka i tych wszystkich zachłannych ludzi. Postanowiliśmy, że jedziemy prosto do domu!
Na zakończenie tego wątku, chciałabym jeszcze zaznaczyć, że wyższe ceny w okresie świątecznym nie są dla nas ani zaskakujące, ani niezrozumiałe. Takimi prawami rządzi się biznes na całym świecie.
Tyle tylko, że w Chinach podczas Spring Festival, siedzi się w domu, a nie jeździ na wycieczki. O ile w wielu krajach, podczas różnych świąt i festiwali, hotele i restauracje pękają w szwach, o tyle w Chinach, wszystko świeci pustkami. Do Fenghuang, na Chiński Nowy Rok, nie nadciągnęły tłumy głodnych zwiedzania turystów. Uliczkami przechadzały się maleńkie grupki, większość hoteli stała pusta (zdaje się, że w naszym byliśmy jedynymi gośćmi, a przynajmniej nikogo innego nigdy nie spotkaliśmy), restauracje i kluby tak samo. Zatem jeśli nie wzmożony popyt, to co jest powodem nagłego wzrostu cen i to do takich rozmiarów? Tego nie mogliśmy zrozumieć i dlatego tak ciężko było nam zaakceptować zaistniałą sytuację.
Teraz już wiemy, że jeśli postanowimy zostać w Chinach na kolejny rok, to przyszłoroczny Spring Festival będziemy spędzać poza granicami tego kraju.