Okolice Chongqing są górzyste i jak się okazuje, obfitują w miejsca o niebywałej urodzie.

Pisałam już o Si Mian Shan i niezwykłych krajobrazach, które dosłownie zaparły nam dech w piersiach, a dzisiaj pora na niesamowicie malowniczy wąwóz, który znajduje się zaledwie 80 kilometrów od centrum miasta.

Szczerze mówiąc, jadąc do Jin Dao Xia, nie spodziewałam się, że zachwycę się aż tak bardzo i że aż tak bardzo nie będę mogła uwierzyć, w to co widzę. Tak się jednak stało i z przyjemnością dodaję Jin Dao Xia do listy najpiękniejszych miejsc w Chinach.

Nikt z was zapewne o nim nie słyszał, podobnie jak i ja nie słyszałam dopóki nie przeprowadziłam się do Chongqing i dopóki nie dostałam mojego małego przewodnika dla expatów. Z pewnością nie jest to miejsce, które widnieje na listach najpopularniejszych atrakcji Chin i przypuszczam, że trafia tu bardzo mało turystów, którzy do Państwa Środka przyjeżdżają jedynie na wakacje. Tym samym cieszę się, że mieszkanie w tym kraju, daje nam szansę na odkrywanie takich perełek. To prawdziwe cuda przyrody, w dodatku dość dobrze ukryte, wspaniałe odskocznie od miasta i idealne miejsca na weekendowe wypady.

Jak dojechać?

Za każdym razem, gdy planuję wypad poza miasto, kwestia, która dosłownie spędza mi sen z powiek, to dojazd.

Po naszych przygodach związanych z Wuling Mountain Rift Valley, gdzie do tej pory nie dotarliśmy i Si Mian Shan, gdzie jechaliśmy prawie cały dzień, transport i informacje na jego temat, stanowią dla mnie największy problem, w dodatku praktycznie nierozwiązywalny.

Tak też było i tym razem. Do Jin Dao Xia wybierałam się sama, więc naprawdę zależało mi, aby w miarę bezproblemowo tam dojechać i najlepiej wrócić tego samego dnia, skoro odległość nie jest nawet taka duża.

Przeszukałam wszystkie strony internetowe, które zawierały chociażby wzmiankę na temat Jin Dao Xia, a nawet skorzystałam z chińskich map, które mam na telefonie i które obsługuje się wyłącznie w języku chińskim.

Mapy pozwoliły mi w miarę zorientować się, gdzie się wybieram, a w trakcie jazdy autobusami, dawały pewność, że zbliżam się do celu, ale Internet okazał się kompletnie bezużyteczny. Praktycznie wszystkie informacje na temat dojazdu, które znalazłam w Internecie, okazały się błędne.

A oto jak wyglądała moja kilkugodzinna droga do Jin Dao Xia:

Wstałam o 6:30, aby wyruszyć w trasę jak najwcześniej. Kilka minut po siódmej, byłam już na stacji metra. Do Bei Bei, które jest innym miastem, aczkolwiek w obrębie municipality Chongqing, dojechałam po ósmej. Oznacza to, że sama przejażdżka pociągiem zajęła mi ok. godzinę.

Na tym etapie, miałam już jednak za sobą naprawdę spory kawałek trasy. Całe szczęście, że system metra jest tak dobrze rozwinięty i wychodzi daleko poza obręb samego miasta Chongqing. Nie chcę nawet myśleć, ile czasu potrzebowałabym na dojazd do Bei Bei, gdybym musiała skorzystać z autobusu.

W każdym razie, tuż po dotarciu na miejsce, udałam się w stronę dworca autobusowego. Tam tradycyjnie usłyszałam „mei you” (nie ma) i zostałam skierowana w stronę, z której przed chwilą przyszłam.

Pobłąkałam się po okolicy, nie wiedząc, gdzie tak naprawdę mam iść, aż w końcu trafiłam na pana, który się poświęcił i zaprowadził mnie na przystanek. Okazało się, że w małej alejce stoi już grupka osób jadących w moi kierunku (o dziwo w idealnej kolejce). Jest tam też tabliczka oznaczająca przystanek, z rozkładem autobusu numer 963.

Sama nigdy bym nie wpadła na to, że mój autobus będzie akurat w tej alejce, zwłaszcza, że w okolicy jest mnóstwo zajezdni. Nie wiedziałam też, że będzie to autobus z numerem. Spodziewałam się zobaczyć na jego szybie nazwę miejscowości.

No ale cóż, najważniejsze, że autobus po chwili nadjechał i już wkrótce byłam w drodze. Niestety jednocześnie zdawałam sobie sprawę, że to na pewno nie mój ostatni środek transportu i nie koniec zmagań związanych z dotarciem do celu.

Chwilę później, siedzący obok mnie pan, utwierdził mnie w tym przekonaniu, informując, że czekają mnie jeszcze dwie przesiadki. Pan był na tyle miły, że użył swojego tłumacza w telefonie, aby wyjaśnić mi szczegóły.

Ostatecznie dojechałam do ostatniego przystanku linii numer 963, po czym zostałam skierowana do autobusu numer 962.

Jest to bardzo wygodne połączenie, jako że pośrodku niczego, znajduje się mała zajezdnia z trzema autobusami. 963 jedzie z powrotem do Bei Bei, 962 jedzie w stronę Jin Dao Xia (aczkolwiek nie do końca), a trzeci autobus jedzie w nieznanym mi kierunku.

Gdy wsiadłam do autobusu 962, podeszła do mnie pewna żywiołowa kobieta i zadziwiająco dobrym angielskim, zaczęła mi coś tłumaczyć. Sprowadzało się to do tego, że będzie mnie informować na bieżąco i że ona jedzie w to samo miejsce.

Po chwili podszedł do mnie jakiś pan i też bardzo chciał mi coś tłumaczyć (już bez użycia angielskiego), ale żywiołowa kobieta mu przerwała i zapewne powiedziała, że się mną zajmie.

Mówiąc krótko, byłam w centrum zainteresowania wszystkich obecnych i najwyraźniej byli bardzo zdeterminowani, aby podróżująca samotnie białaska, dotarła do celu.

Ostatni etap podróży.

Gdy dojechaliśmy do ostatniego przystanku linii 962, wszyscy wysiedli. Zostałam tylko ja, gdyż tak mi polecili kobieta i kierowca. Kierowca zawrócił autobus i tyłem zjechał nim w dół drogi. Następnie wysiedliśmy i zaprowadził mnie do małego pomieszczenia, gdzie miałam zaczekać.

Po paru minutach, podszedł do mnie inny pan i zaprowadził do stojącego niedaleko autobusu. Byłam więc, dosłownie prowadzona z miejsca na miejsce, krok po kroku. Muszę przyznać, że bardzo mnie to ujęło. Ci ludzie naprawdę się o mnie zatroszczyli.

Inny białas.

Tak że siedzę sobie w autobusie, na szczęście już ostatnim i czekam na odjazd, aż tu nagle widzę, że do pojazdu zbliża się ……… inny białas! Tego się nie spodziewałam! To pierwszy białas, którego widzę tego dnia!

To Amerykanin, podróżujący ze swoją chińską dziewczyną i jej matką. Gadamy całą drogę i szybko okazuje się, że mamy ze sobą wiele wspólnego. Co jest takiego w tych Chinach, że wszyscy obcokrajowcy są jak jedna, wielka rodzina, niezależnie od tego skąd pochodzą?

Okazuje się nawet, że Amerykanin pracował przez jakiś czas dla tej samej szkoły, w której ja teraz jestem, tylko w Chengdu. I oczywiście też mu się nie podobało.

Wreszcie u celu.

Cała podróż zajęła mi blisko pięć godzin, w co trudno uwierzyć, zwłaszcza że i tak poszło dość sprawnie. Nie musiałam nawet zbyt długo czekać w trakcie przesiadek, zaledwie po kilka, kilkanaście minut.

Muszę też dodać, że autobusy 963 i 962 były bardzo wygodne i przyjemnie się nimi jechało. Wydaje mi się, że były hybrydami, gdyż były wyjątkowo ciche, a kierowcy mieli dużo elektroniki. Było zupełnie inaczej, niż wtedy, gdy jechaliśmy do Si Mian Shan. Tak bardzo inaczej! Przede wszystkim, kierowcy jechali zadziwiająco bezpiecznie, przestrzegając dozwolonej prędkości i udało im się tego dokonać bez używania klaksonów. Było to dla mnie zupełnie nowe doświadczenie w tym kraju.

A najważniejsze jest to, że do celu udało mi się dotrzeć przed południem i wiedziałam, że mam sporo czasu na eksplorację parku.

Aby mieć go jeszcze więcej, zdecydowałam się na kolejkę linową. Jedzie ona w dół, więc myślę, że zejście na nogach nie jest jakoś szczególnie męczące, ale szczerze mówiąc, przejażdżka kolejką jest przygodą samą w sobie.

To zdecydowanie najbardziej stroma kolejka linowa, jaką kiedykolwiek jechałam. W pewnym momencie bardzo zwalnia, gdyż spad jest naprawdę ogromny. Nie jest to przyjemne uczucie, wręcz przeciwnie, ale na pewno ciekawe.

Po wyjściu z kolejki, trafia się od razu na szlak, który prowadzi do samego końca. Cały czas idzie się jedną ścieżką i właściwie nie ma możliwości z niej zejść.

Kawałek trasy trzeba przepłynąć łódką. Spora część drogi wiedzie wąskimi przesmykami, pomiędzy potężnymi skałami. W niektórych miejscach, ścieżka jest wydrążona w skałach i trzeba mieć na głowie kask. W innych, idzie się kilkanaście, może nawet kilkadziesiąt metrów nad wodą, czasami po kratach, przez które bardzo wyraźnie widać, co mamy pod sobą. Raczej nie jest to idealne miejsce dla osób z lękiem wysokości.

Mnie chyba najbardziej spodobało się koryto rzeki i kolor wody, który jest absolutnie niesamowity. W niektórych miejscach, zwłaszcza w naturalnych basenikach, woda zdaje się być ciemnozielona. Wszystko za sprawą glonów, które przybierają niezwykłe formy i jeszcze bardziej niezwykłe kolory.

Koryto rzeki jest przepięknie wydrążone i na skały można gapić się godzinami. Są absolutnie niewiarygodne i zawsze, gdy wydawało mi się, że najlepsze już za mną, po chwili widziałam coś jeszcze piękniejszego.

Zupełnie nie rozumiem, jak ci wszyscy Chińczycy mogli tak spiesznie przemierzać tą trasę, prawie w ogóle nie zwracając uwagi na piękno przyrody. Mnie to miejsce zachwyciło! Jest po prostu niewiarygodnie piękne!

Na dowód, zapraszam do obejrzenia zdjęć.

Powrót.

Trasa, którą idzie się przemierzając Jin Dao Xia, nie zatacza kręgu, więc wychodzi się w zupełnie innym miejscu niż to, z którego się zaczynało. W związku z tym, znów pojawia się problem z transportem.

Ja trafiłam do prywatnego vana, który miał zawieźć mnie na przystanek autobusowy. Byłam ostatnią pasażerką, więc dostało mi się dość nietypowe miejsce. Mianowicie, siedzący obok samochodu pan, został pozbawiony małego, plastikowego krzesełka, które szybko znalazło się w pojeździe. Miałam na nim usiąść, tuż obok pana na podobnym krzesełku.

Pierwszy raz jechałam samochodem na plastikowym, ruchomym krzesełku. Oczywiście jest to nie do pomyślenia, ale o dziwo, wcale nie takie niewygodne. Szczerze mówiąc, bardziej przeszkadzała mi pani siedząca za mną, która cały czas łapała się moich pleców.

Szybko stałam się też głównym tematem rozmowy toczącej się w pojeździe i w moją stronę posypały się pytania oraz komplementy, co nie ukrywam, było miłe.

Po przejechaniu paru kilometrów, wszyscy wysiedliśmy i kierowca zaprowadził mnie na przystanek autobusu 962. Wiedziałam zatem, że czeka mnie zaledwie jedna przesiadka i metro, więc powrót do domu nie będzie aż tak skomplikowany.

Stałam sobie więc na przystanku, cierpliwie czekając, aż nagle podeszła do mnie jedna z pasażerek vana i zaproponowała, żebym pojechała z nimi.

Miałam już gotowy plan powrotu, ale pani nalegała, więc poszłam za nią. Udało nam się dogadać i okazało się, że oni (grupa turystów z Xi’an) jadą do Ciqikou, czyli antycznej wioski w Chongqing i mogą mnie tam zabrać. Stamtąd mogłabym wrócić do domu metrem.

Zabrali mnie do swojego autobusu i zasypali pytaniami, aczkolwiek nic nie wskazywało na to, że szykują się do odjazdu. Być może czekali na resztę turystów, ale czas mijał i mijał. Uciekły mi dwa autobusy, a ja naprawdę chciałam już wracać i przede wszystkim jeść, gdyż przez cały dzień byłam zaledwie o kilku ciastkach.

Wszyscy byli dla mnie bardzo mili, ale gdy zobaczyłam, że nadjeżdża trzeci autobus, postanowiłam wysiąść. Mam nadzieję, że nie było im z tego powodu przykro.

Napisane przez

Małgorzata Kluch

Cześć! Tutaj Gosia i Kasper. Blog wysrodkowani.pl jest poświęcony podróżom i życiu w Chinach. Po pięciu latach spędzonych w Azji i eksploracji tamtej części świata, jesteśmy z powrotem w Europie, odkrywając nasz kontynent.