Jak na komunistyczne, świeckie państwo, w Chinach jest bardzo dużo świątyń i miejsc kultu. Podróżując po kolejnych z nich, wciąż mamy wrażenie, że religia, zwłaszcza buddyjska, to w tym kraju świetny biznes. Wciąż widzimy mnichów zbierających pieniądze a to za wróżbę, a to za kadzidełko, a to za poświęcenie jakichś koralików, no i oczywiście za modlitwy i wszelkie uroczystości. Świątynie stale się odbudowują i rozbudowują, w dodatku z ogromnym przepychem. Niektóre wręcz ociekają złotem, jak chociażby Jing’an Temple w Szanghaju. Czasami aż przykro na to patrzeć, gdyż my, bynajmniej nie tak to wszystko sobie wyobrażaliśmy.

W Chinach jest też sporo ogromnych posągów Buddy, do których tłumy walą drzwiami i oknami. Mieszkając w Suzhou, dowiedzieliśmy się, że do jednego z nich mamy wyjątkowo blisko, gdyż znajduje się w pobliżu miasta Wuxi, które z kolei, jest oddalone od Suzhou o zaledwie jeden przystanek kolejowy. Postanowiliśmy udać się tam na wycieczkę, gdyż żadne z nas nigdy wcześniej nie widziało takiego wielkiego posągu. Do towarzystwa mieliśmy Aśkę, koleżankę z Polski, która właśnie składała nam w Chinach wizytę.

Niestety na niedługo przed planowaną wycieczką, okazało się, że cena za odwiedziny w tym miejscu, jest znacznie wyższa niż ta, którą znalazłam wcześniej na internecie. Mianowicie, miało nas to kosztować 210 RMB na osobę! Jest to cena absolutnie kosmiczna i był taki moment, kiedy wszystkim nam się tej wycieczki odechciało. Dlaczego zobaczenie jakiegoś posągu miałoby tyle kosztować?! Czy Chińczycy już do reszty zwariowali żeby ustalać takie ceny?!

Nieco później stwierdziliśmy jednak, że w sumie to chcemy tam jechać, więc pojechaliśmy. Ja wykombinowałam, że może spróbujemy kupić bilety studenckie i w ten sposób obniżymy sobie koszty i tak też zrobiliśmy. Będąc już na miejscu, wzięłam nasze dowody osobiste i udałam się do kasy, gdzie powiedziałam, że jesteśmy studentami. O dziwo, bez problemu dostałam bilety w cenie 105 RMB za jeden! Jackpot! Wszystkim od razu poprawiły się humory.

Natomiast tuż po przekroczeniu bramy, zrozumieliśmy dlaczego te bilety były takie drogie. Otóż posąg Buddy to tylko posąg, a wokół znajduje się ogromny kompleks ze świątyniami, pagodami, pałacami na wodzie i tyloma innymi „atrakcjami”, że można dostać oczopląsu. Aż nie chciało nam się wierzyć, że tyle tego tam jest!

Na początek trafiliśmy na pokaz „The Birth of Buddha”. Było to połączenie muzyki, wody i wyłaniającego się z kwiatu lotosu małego buddy.
Jest to Sakyamuni, twórca buddyzmu, który już od urodzenia potrafił chodzić i mówić. Tam gdzie stąpał, wyrastały kwiaty lotosu. Jedna jego ręka uniesiona jest do góry, a druga w dół, a on mówi, że pomiędzy niebem a ziemią nie ma nikogo bardziej potężnego. Na te słowa w ogrodzie powstają dwa stawy z wodą i przylatuje dziewięć ogromnych smoków, aby go wykąpać.
Taka oto historyjka, a w oparciu o nią, kilka razy w ciągu dnia, odbywa się pokaz, który przyciąga turystów. Przyciągnął i nas, ale z pewnością nie zachwycił.
dsc_0116-copy
Po jego zakończeniu poszliśmy dalej, żeby zobaczyć pałac, który do złudzenia przypomina ten z Lhasy.
Muszę przyznać, że fasada jest naprawdę ładna, aczkolwiek świadomość, że to właściwie mniejsza kopia innej budowli, sprawia że ciężko się zachwycić.
W środku panuje ogromny przepych i chociaż zarówno zdobienia ścian i sufitów, jak również przeróżne rzeźby, na długo przyciągają wzrok, atmosfera jest raczej muzealna, a całemu miejscu brakuje autentyzmu. Wszystko zdaje się być na pokaz.
dsc_0122-copy
dsc_0131-copy
Idziemy więc dalej i najpierw oglądamy pagodę Manfeilong, a następnie udajemy się do kolejnego pałacu – The Lingshan Buddhist Palace, który jak czytamy na tablicy informacyjnej, jest przedłużeniem Lingshan Wonderland! Takie stwierdzenie świetnie obrazuje cały ten kompleks. To wonderland, a nie żadne miejsce kultu.
Wszystko jest naprawdę piękne, ale coś tu jest bardzo nie tak, a dopełnieniem całego tego cyrku, okazuje się być kolejny pokaz, na który trafiamy. Siedzimy na pufach, na środku sali, a scena nas otacza. Dekoracje są oczywiście zaprojektowane z przepychem, a pod koniec bardzo efektownego przedstawienia, za naszymi plecami wyrasta drzewo! Drzewo!
dsc_0216-copydsc_0188-copy
untitled-1
Buddę zostawiamy sobie na koniec i muszę przyznać, że to właśnie ten posąg, czyli to, po co tak naprawdę tu przyjechaliśmy, podoba mi się najbardziej. Jest naprawdę bardzo majestatyczny i robi wrażenie swoim ogromem. Myślę, że mimo wszystko, warto było to zobaczyć.
dsc_0379-copy
untitled-3
Powoli kierując się do wyjścia, mijamy jeszcze jednego, trochę mniejszego buddę, który jest identyczny jak ten duży, wielką rękę, która też wygląda jak ta należącą do dużego oraz kolejnego buddę, tym razem zupełnie innego, po którym skaczą dzieci w przeróżnych pozach.
dsc_0444-copyuntitled-4 untitled-5

Napisane przez

Małgorzata Kluch

Cześć! Tutaj Gosia i Kasper. Blog wysrodkowani.pl jest poświęcony podróżom i życiu w Chinach. Po pięciu latach spędzonych w Azji i eksploracji tamtej części świata, jesteśmy z powrotem w Europie, odkrywając nasz kontynent.