Z okazji 3-dniowego weekendu, w zeszłym tygodniu wybraliśmy się do zoo. Do tej pory byliśmy tylko w jednym zoo w Chinach, w Hangzhou i mieliśmy stamtąd bardzo dobre wspomnienia. Wrażenie zrobiła na nas duża, zielona przestrzeń, pełna drzew i przyjemnych alejek. Wyglądało to niczym ogromny park, a może nawet las. Przyjemnie było pochodzić sobie na spokojnie, w cieniu i wśród ptasiego świergotu. Poza tym, odnieśliśmy wrażenie, że zwierzęta, a zwłaszcza pandy, były tam naprawdę dobrze traktowane.

Stąd też, po wizycie w Chongqing Zoo spodziewaliśmy się czegoś podobnego i mieliśmy nadzieję, na miły, przyjemny dzień.

Jak się okazało, Chongqing Zoo rzeczywiście jest ładne i zielone, ale o miłym i przyjemnym dniu musieliśmy szybko zapomnieć. Czekało na nas tyle niespodzianek, z czego wszystkie smutne i przerażające, że wyniknąć z tego, mógł tylko ten hejterski post.

Na co dzień staramy się raczej pokazywać tą lepszą stronę Chin i piękno tego kraju. Czasami przychodzi jednak taki dzień, kiedy miarka się przelewa i nie pozostaje nic innego, jak tylko dać temu upust.

Tłumy.

Wysiadając z metra, ukazał nam się pierwszy obraz, który przyprawił o zawrót głowy i wywołał chęć ucieczki. Mianowicie, zobaczyliśmy jak plac prowadzący do głównego wejścia zalany jest wielokolorową, ciasną i głośną masą. Taki widok nie zachęcał do kontynuacji wycieczki, ale my się nie poddaliśmy. Za bardzo chciałam zobaczyć zwierzątka. W Chinach naprawdę brakuje mi wszelkiej fauny.

Już po chwili, schodząc po schodach i kierując kroki w stronę wejścia, zobaczyliśmy pierwszych chorych i zdeformowanych, którzy rozłożyli się wśród tłumów pieszych, licząc na jałmużnę. Nie jest to zbyt typowy widok w tym kraju. Bezdomnych, chorych i innych żebrzących naprawdę nie ma na tutejszych ulicach zbyt wielu.

Po przekroczeniu bram ogrodu, znaleźliśmy się wśród ogromnego tłumu, ale ja cały czas miałam nadzieję, że to tylko tutaj, a dalej będzie spokojniej. Niestety nie miałam racji. W sumie w zoo spędziliśmy ok. 3 godzin i przez cały ten czas, zewsząd otaczali nas bardzo głośni i nie zachowujący odpowiedniego dystansu ludzie. Na każdym kroku widzieliśmy dzieci krzyczące wniebogłosy, biegające i potykające się o dorosłych oraz oczywiście sikające gdzie popadnie. Toalety rzeczywiście były koszmarne i ja sama musiałam zrezygnować z wizyty ze względu na skandaliczne warunki sanitarne, ale i tak uważam, że dzieci nie muszą sikać wprost na środku chodnika. Można przecież zejść na ubocze, pod krzaczek, a nie robić to wprost na alejce, tak że później wszyscy inni muszą po tym chodzić.

Śmieci.

Najgorsze z tego wszystkiego były jednak śmieci. Ogólnie śmieci są nieodłączną częścią chińskiego krajobrazu, zarówno miejskiego, jak i wiejskiego, górskiego, wodnego, leśnego i każdego innego, ale to co zobaczyliśmy w zoo w Chongqing, kwalifikuje się do wyższej kategorii. Kategorii, o której istnieniu do tej pory nie mieliśmy pojęcia i która nie śniła nam się w najgorszych koszmarach, nawet tych o zagładzie ludzkości, kiedy to śmieci łączą się razem i powstają przeciwko naszemu gatunkowi.

Były wszędzie! Szczelnie pokrywały chodniki, place, trawę, krzaki, a co gorsza, również zwierzęce klatki. Na wybiegach pełno było plastikowych butelek i przeróżnych opakowań po ciastkach, chrupkach itp. Tabliczka informująca o zakazie karmienia świń, otoczona była stertą plastikowych worków i morzem chrupek, pokrywającym ziemię do tego stopnia, że nie było jej prawie w ogóle widać. Widzieliśmy też lamę z plastikową torebką w pysku i rodzinkę karmiącą kangura karmelowym popcornem. Smutny to był widok.

Nie wiem jak wy, ale ja jak idę na wycieczkę, na przykład do zoo i wiem, że będę tam tylko kilka godzin, to nie muszę brać ze sobą tony snacków i jeszcze zalewać zupki wrzątkiem. Niestety okazuje się, że Chińczycy muszą. Chodziliśmy tymi alejkami i tylko z niedowierzaniem rozglądaliśmy się wokół siebie. Było to trochę jak krajobraz po jakiejś apokalipsie. Śmieci pod nogami, śmieci przed nami, śmieci za nami i śmieci po bokach. Trzeba uważać, żeby nie poślizgnąć się na stercie makaronu walniętej wprost na środek chodnika. I ten widok dziewczyny pożerającej szaszłyki i bezpardonowo rzucającej patyki na bok. I te niewychowane bachory rzucające papierki wprost pod siebie, podczas gdy nikt nie zwraca im uwagi.

Wszędzie tylko te rozwarte, jednocześnie jedzące i wrzeszczące mordy, dodatkowo walące łapami w szyby klatek. Hałas, zgiełk, a wśród tego nawet trąby. Tak, były i dzieci z kolorowymi trąbami i nikt nie był w stanie zwrócić im uwagi, że zwierzęta może to drażnić. Zresztą nikt pewnie nie zdawał sobie z tego sprawy, bo przecież skąd ta niedouczona masa miałaby o tym wiedzieć.

Poszliśmy do zoo, aby zobaczyć dzikie zwierzęta, a skończyło się na tym, że oglądaliśmy ludzi, zachowujących się jak dzikie zwierzęta.

Właściwie mam wrażenie, że wysuwając takie porównanie, jestem niesprawiedliwa, gdyż zwierzęta nigdy by się tak nie zachowały. Mają w sobie znacznie więcej godności i poszanowania wobec matki natury niż ludzie.

To, co powinno być najważniejsze, czyli zwierzęta.

Jedyny plus całej tej wycieczki, to zwierzęta, które były wspaniałe. Zagrody z pandami są blisko wejścia, więc to na nie trafia się w pierwszej kolejności.

Znów mieliśmy szczęście, gdyż przyszliśmy akurat na porę karmienia. Mieliśmy okazję zobaczyć trzy małe, niezdarne pandy wylegujące i zsuwające się z drewnianej platformy. Cudowny widok. To naprawdę przesłodkie zwierzęta i można je oglądać godzinami.

Ogólnie naliczyłam około dziesięciu pand, a to znacznie więcej niż w zoo w Hangzhou, gdzie były tylko dwie.

Jeśli chodzi o inne zwierzęta, które szczególnie zwróciły moją uwagę, to przede wszystkim były to hipopotamy i nosorożce, a także słonie, żyrafy i zebry. Wszystkie są naprawdę przepiękne.

Napisane przez

Małgorzata Kluch

Cześć! Tutaj Gosia i Kasper. Blog wysrodkowani.pl jest poświęcony podróżom i życiu w Chinach. Po pięciu latach spędzonych w Azji i eksploracji tamtej części świata, jesteśmy z powrotem w Europie, odkrywając nasz kontynent.