Są takie miejsca na świecie i jest ich naprawdę wiele, które zapierają dech w piersiach, a ich wspomnienie pozostaje z nami już na zawsze. Czasami marzymy o jakiejś destynacji, gdyż wydaje nam się istnym rajem na ziemi, a później boimy się, że rzeczywistość okaże się gorsza od naszych wyobrażeń, jednak gdy tam docieramy, okazuje się, że nawet w połowie ich nie docenialiśmy. Do mojej dość już długiej listy takich miejsc, w tym roku dołączyły tarasy ryżowe Longji.
Jest to miejsce wręcz magiczne, ukryte gdzieś w górach, wciąż spowijane mgłą i skrapiane deszczem. Zieleń trawy i ryżu jest niezwykle wyrazista, wzgórza wiją się w nieskończoność, a nam trudno uwierzyć, że ludzkie ręce stworzyły coś tak wspaniale komponującego się z przyrodą.
Ja jednak specjalistką od barwnych opisów nie jestem, więc w tym miejscu zakończę ten wywód i zdam się wyłącznie na zdjęcia.
Nie wiem jak to możliwe, ale pomimo środku lata, tarasy przyjechała oglądać zaledwie garstka turystów.
Kolejnym miłym zaskoczeniem było to, że po tarasach można się swobodnie przechadzać (szczerze mówiąc myślałam, że będziemy je oglądać tylko z platform widokowych). Pełno tam wąskich ścieżek i schodków, którymi przejdziemy z jednego wzgórza na kolejne. Chodzenia jest co najmniej na dzień albo dwa. Nam spodobało się to do tego stopnia, że nie wiele brakowało, a niechcący zostalibyśmy tam na noc.
Z początku mijaliśmy małe grupki turystów, ale gdy skierowaliśmy swe kroki w stronę innej wioski, szybko zostaliśmy jedynymi osobami na szlaku. Zapuściliśmy się tak daleko, że w pewnym momencie myśleliśmy, że będziemy musieli zawrócić, gdyż ścieżki stały się bardzo zarośnięte i nie wiedzieliśmy, czy zaprowadzą nas w odpowiednie miejsce.
Ostatecznie wylądowaliśmy w zupełnie innym miejscu niż to, z którego startowaliśmy, nie sądząc, że będzie to jakikolwiek problem. Oczywiście okazało się, że byliśmy w błędzie i dość trudno było nam się połapać, jak mamy się stamtąd wydostać. Obawialiśmy się też, że przyszliśmy zbyt późno i możemy nie zdążyć na autobus do Guilin.
Po dość długim oczekiwaniu nadjechał jednak autobus, do którego polecono nam wsiąść, jako że wszyscy w okolicy zdążyli już dość dobrze zorientować się w naszej sytuacji. Po krótkiej przejażdżce autobus nagle się zatrzymał, a nam dobitnie zasugerowano, że mamy wysiąść i przesiąść się do innego, który właśnie nadjechał. Tak też zrobiliśmy, a niedługo później sytuacja się powtórzyła. Znów musieliśmy wysiąść z autobusu i przesiąść się do innego, który zatrzymał się po drugiej stronie ulicy i ostatecznie zawiózł nas aż do samego Guilin. Dla nas cała ta akcja była niesamowita, głównie z logistycznego punktu widzenia. Nie mieliśmy pojęcia, że ci wszyscy ludzie tak świetnie się ze sobą komunikują. Za naszymi plecami dogadali się nie tylko kierowcy jeżdżący pomiędzy poszczególnymi tarasami, ale również koleś wykonujący trasy do Guilin. Czyż nie jest to niesamowite?! Zwłaszcza, że tak idealnie zgrali się czasowo! W jednej chwili ktoś na migi mówił nam, że mamy wysiąść i energicznie wskazywał ręką inny autobus, a chwilę później jechaliśmy już dalej! Miłe było również to, że tak przejęli się naszym losem i zadbali o nasz powrót. Co więcej, przez cały ten czas my kompletnie nie wiedzieliśmy co się dzieje!
Informacje praktyczne: dojazd do tarasów ryżowych z Guilin nie należy do najłatwiejszych, ale zapewniam, że warto się poświęcić, zamiast zapisywać się na wycieczkę zorganizowaną. Po pierwsze, należy udać się na Qintan Bus Station, gdzie dojedziemy autobusem miejskim numer 88 lub 91. Stamtąd kupujemy bilet już bezpośrednio na tarasy, za 26 RMB. Na miejscu przesiadamy się do autobusu turystycznego za 15 RMB, który zawozi nas bezpośrednio pod bramę wejściową. Na początku przejażdżki wsiada do niego pani i sprzedaje wejściówki w cenie 95 RMB. Wydaje się to być troszkę skomplikowane, ale tak naprawdę w praktyce wszystko idzie gładko, głównie dlatego, że Chińczycy doskonale wiedzą, gdzie białe twarze się wybierają i nawet bez pytania, kierują nas na właściwą drogę.
Pieknie 😉
zwięźle i do rzeczy. to lubię 🙂
Już z samych zdjęć miejscem tym można się zachwycić, a cóż dopiero tam być ! Wspaniale,że udaje się Wam zwiedzać tak piękne rejony i w dodatku wszystko to na własną rękę, bez zorganizowanych wycieczek z przewodnikiem. To z całą pewnością ogromne wyzwanie w kraju tak odmiennym kulturowo od rodzimego. Wzbudza szacunek i podziw.
już się przyzwyczailiśmy. teraz wydaje mi się, że Chiny wcale nie są takie złe, a transport, zwłaszcza kolejowy, jest bardzo dobrze zorganizowany. myślę, że prawdziwe problemy zaczną się wtedy, gdy pojedziemy do mniej rozwiniętych krajów Azji.
Przepieknie i egzotycznie.
Pozdrawiam z Kapsztadu
Dziękujemy i również pozdrawiamy 🙂
Hej, czyli żeby się tam dostać trzeba pojechać autobusem z Qintan Bus Station z Guilin do Longsheng? Jakiś nr tego autobusu czy to na bilecie będzie? A na miejscu co dalej?
Już nie pamiętam jaką nazwę podawaliśmy kupując bilety, ale wystarczy pokazać nazwę tarasów po chińsku albo nawet zdjęcie. Zresztą Chińczycy i tak zazwyczaj wiedzą, gdzie obcokrajowiec się wybiera. W każdym razie, tarasy Longji po chińsku to 龙胜梯田.
A na tej stronie dokładne objaśnienia:
https://www.travelchinaguide.com/attraction/guangxi/longsheng/dragon.htm
Take regular bus at Guilin Qintan Bus Station.
Ticket Fare: around CNY 16-18.
Duration: more than 2 hours
Passengers can get off at the fork leading to the Dragon’s Backbone Rice Terraces and then take the tourism bus to Dazhai Yao Village Rice Terraces. The bus ticket fare is about CNY 7.
Hej, czy istnieje jednak opcja zostania w którejś z tych wiosek na noc i powrotu do Guilin następnego dnia, czy raczej odpada, bo nie mają gdzie przyjąć turystów?
jestem przekonana, że jest możliwość zostania na noc na tarasach, ale nie mam szczegółowych informacji na ten temat. pamiętam, że widzieliśmy tam kilka restauracji, w tym z ofertą dla zachodnich turystów i na pewno niektóre z nich były połączone z noclegowniami.