
Nie jestem w stanie zliczyć ile razy w życiu byłam w Łodzi, gdyż to właśnie stamtąd i okolicznych Pabianic pochodzi prawie cała moja rodzina. Na zwiedzanie i odkrywanie uroków tego jakże specyficznego miasta, okazji miałam jednak bardzo niewiele. Nigdy na nic nie było czasu.
Gdy po powrocie z Chorwacji zostało nam jeszcze kilka dni urlopu, usilnie staraliśmy się wybrać jakieś miejsce na krótki wypoczynek. Prognozy pogody dotyczące południa kraju okazały się bardzo niepomyślne, więc musieliśmy wyeliminować wszystkie rozważane wcześniej górskie destynacje. Z powodu długiego lub skomplikowanego dojazdu odpadł Bałtyk i kilka pobliskich krajów. Z różnych innych powodów odpadło też kilka miast w Polsce.
Mieliśmy naprawdę spory problem, żeby zdecydować gdzie wyjechać. Wydaje się to niedorzeczne, gdyż jak to możliwe, że jest tyle miejsc na świecie i są tak łatwo dostępne, a my wszystko po kolei odrzucamy … no ale tak jakoś wyszło. Nie chcieliśmy jechać zbyt daleko, żeby nie stracić za wiele czasu na samą podróż, a ta pogoda naprawdę zapowiadała się fatalnie.
Tak więc gapiliśmy się na mapę i intensywnie główkowaliśmy, aż w końcu … padło na Łódź. Jeszcze tydzień wcześniej pewnie bardzo bym się zdziwiła, gdyby ktoś mi powiedział, że końcówkę urlopu będę spędzać w Łodzi … no ale tak jakoś wyszło. Chyba nie było nam żal jechać tam w deszczu. Może szarość po prostu pasuje do tego miasta, jest w nie wpisana?
Tak czy inaczej, w pierwszy czwartek października wylądowaliśmy w Łodzi i zostaliśmy do niedzieli.
Było zimno i deszczowo, ale do zwiedzania zaplanowałam głównie muzea, więc nie bardzo nam to przeszkadzało.
Tak naprawdę to spodobała nam się ta ponura Łódź i generalnie mamy bardzo fajne wspomnienia z tego wyjazdu. Mamy też oczywiście plany, żeby wybrać się tam ponownie.
Odwiedziliśmy trzy rewelacyjne muzea, wybraliśmy się na koncert do filharmonii, podziwialiśmy oryginalne murale i intrygujące podwórka, chodziliśmy tam i z powrotem po Piotrkowskiej, i co najważniejsze, zjedliśmy pyszny obiad u mojej chrzestnej mamy i wujka. Za Zojką tęskniłam trochę bardziej niż się spodziewałam, ale generalnie był to bardzo udany wyjazd. Łódź jest fascynująca i skrywa wiele ciekawych i nieoczywistych atrakcji.
Zwiedzanie Łodzi – Muzeum Miasta Łodzi.
Zwiedzanie Łodzi zaczęliśmy od jednego z najbardziej znanych i reprezentacyjnych zabytków miasta, czyli pałacu Izraela Poznańskiego, który mieści obecnie Muzeum Miasta Łodzi.
Na początek warto wspomnieć kim był Izrael Poznański.
Mianowicie, był on jednym z najbogatszych fabrykantów w Łodzi, a pałac, który zbudował i w którym mieszkał, razem z pobliską fabryką, znaną jako Manufaktura, to jedne z najbardziej rozpoznawalnych miejsc w mieście.
Poznański urodził się w 1833 r. w Aleksandrowie pod Łodzią, ale jego rodzina już wkrótce przeprowadziła się do miasta. W 1851 r. ożenił się z Leonią Hertz, która wniosła do małżeństwa pokaźny posag, a także kontakty towarzyskie i biznesowe, które znacząco pomogły mu rozwinąć biznes.
Początkowo Poznański zajmował się handlem, ale wkrótce rozpoczął również produkcję tkanin. Najpierw korzystał z usługowej pracy tkaczy, aby następnie przejść na obsługiwane ręcznie krosna. Już w 1861 r. jego manufaktura produkowała rocznie ok. 110 000 metrów tkanin i zatrudniała prawie 70 osób.
Na początku lat 70. zaczął kupować ziemię pod fabrykę, której pierwszy oddział ruszył już w 1872 r.
Na początku XX w. jego majątek był wyceniany na ok. 12 mil rubli.
Jak się okazuje, włókiennictwo nie było jednak jego jedynym zajęciem. Był również właścicielem wielu nieruchomości i gruntów. Co więcej, był prezesem lub członkiem przeróżnych towarzystw, komitetów, związków, czy też komisji, w tym np. Gminy Żydowskiej i Łódzkiego Żydowskiego Towarzystwa Dobroczynności. Wsparł budowę cmentarza żydowskiego i synagogi, a także pokrył koszty budowy szpitala. Był też kawalerem orderu św. Stanisława i św. Anny.
Fiu fiu! Sporo tego, naprawdę imponujący życiorys!
To jak wielkie zbudował imperium, widać zresztą od razu po przekroczeniu progu pałacu, który jest naprawdę imponujący.
My zachwyciliśmy się już na samym początku, gdyż trzeba przyznać, że pomieszczenia mieszkalne rodziny Poznańskich zostały zaprojektowane z rozmachem i jest co podziwiać.
Już pierwsza sala, do której weszliśmy, Wielka Sala Jadalna, zwaliła nas z nóg, a zwłaszcza rzeźbiony fryz i pięknie zdobiony sufit. Wow, naprawdę wow! Aż ciężko uwierzyć, że ktoś odwalił sobie coś takiego w swoim domu. Wygląda to bardziej jak sala balowa na królewskim zamku.
Co prawda sala ta służyła głównie do spotkań biznesowych (co ciekawe, pochodzi ona z ostatniej przebudowy pałacu, która miała miejsce już po śmierci Izraela), ale jednak.
W pałacu można zobaczyć również apartamenty pani domu, czyli Leoni. Co ciekawe, prawie nic o niej nie wiadomo, nie zachowało się nawet żadne jej zdjęcie. Pozostaje więc przyjrzeć się wnętrzom, w których spędzała czas i puścić wodze fantazji, by móc wyobrazić sobie, jaką była osobą.
W pałacu do zobaczenia są również pomieszczenia gościnne, prywatna jadalnia rodziny, czy też pokoje do spotkań towarzyskich dla panów, gdzie grano w karty, czy też bilard. Wszystko urządzono z przepychem, jest tam mnóstwo eleganckich dekoracji, zdobień, ornamentów, boazerii. Na ścianach wiszą obrazy, na podłogach stoją eleganckie meble.
Pałac jest piękny i naprawdę warto go odwiedzić.
Co ciekawe, w przeszłości pełnił kilka funkcji, gdyż mieścił nie tylko pomieszczenia reprezentacyjne i prywatne, ale także sklep i biura, które znajdowały się na parterze. Natomiast piwnice służyły za magazyn.
Obecnie część pomieszczeń poświęcono na wystawę o Arturze Rubinsteinie. Poza tym, że można poczytać o tym sławnym pianiście, znajduje się tam również mnóstwo fajnych pamiątek związanych z nim i jego twórczością. Przykładowo, w jednym z pomieszczeń stoi fortepian, na którym grali czterej sławni pianiści: Artur Rubinstein, Henryk Sztompka, Stanisław Szpinalski i Witold Małcużyński.
Oprócz tego, znajdziemy tam odlew dłoni Rubinsteina wykonany w 1950 r., fotografie, w tym np. z Pablo Picasso, czy też drobne rzeczy osobiste.
To co ucieszyło mnie najbardziej i było szalenie miłą niespodzianką, to OSCAR! Mianowicie, w muzeum jest statuetką, którą w kategorii najlepszy pełnometrażowy film dokumentalny, zdobył film Umiłowanie życia – Artur Rubinstein z 1969 r. w reżyserii Gérarda Patrisa.
W jednej z gablot znajdziemy też nagrodę GRAMMY, którą Artur Rubinstein, razem z dwoma innymi muzykami otrzymał za najlepsze wykonanie muzyki kameralnej w 1974 r.
W podziemiach pałacu jest jeszcze jedna wystawa, stała, dotycząca dawnej Łodzi i jej wielokulturowego dziedzictwa.
Na tym etapie byliśmy już dość zmęczeni zwiedzaniem, ale oczywiście nie mogliśmy jej odpuścić, zwłaszcza, że jest naprawdę bardzo ciekawa.
Bardzo podobały mi się stare zdjęcia, które najlepiej obrazują dawne życie i pozwalają łatwiej przenieść się w przeszłość.
W pamięci zapadł mi też zaaranżowany fragment typowego podwórka, gdzie dodatkowo można wysłuchać wspomnień łódzkiej Niemki, która w swojej książce opisała życie wielokulturowej społeczności: polskiej, niemieckiej, żydowskiej, w domu, w którym mieszkała w latach 1936-45. Jak się dowiadujemy, znajdująca się na podwórku pompa była centrum zabaw dzieci, a także miejscem spotkań dorosłych.
Podobnie było na innych podwórkach, które były ośrodkami życia towarzyskiego.
Z wystawy dowiemy się też jak budowano Łódź, jak Łodzianie spędzali czas wolny i jak przesiadywanie w kawiarniach i cukierniach stało się w XIX w. nowym sposobem spędzania wolnego czasu.
Super wystawa, ale po dwóch godzinach ciągłego przyjmowania nowych informacji mieliśmy lekki przesyt i zaczęliśmy już trochę wymiękać. Niemniej wszystkie wystawy w Muzeum Miasta Łodzi, cały pałac, jest miejscem wartym odwiedzenia, wręcz obowiązkowym.
Zwiedzanie Łodzi – Muzeum Fabryki.
W Muzeum Fabryki jest mnóstwo tablic informacyjnych i zdjęć, z których dowiemy się o życiu i drodze do sukcesu Izraela Poznańskiego, a także o samym przemyśle włókienniczym, etapach produkcji, maszynach, tkaninach, wzornictwie, czy też działającym przy fabryce klubie sportowym.
Mnie jednak najbardziej zaciekawiły ciekawostki, które zasłyszałam od urzędującego tam przewodnika.
Jedną z takich ciekawostek jest to, że Poznański wziął pożyczkę, aby móc kupić maszyny włókiennicze z Anglii. Spodziewał się, że ten wydatek zwróci mu się po 10 latach, a zwrócił się po 11 miesiącach. Następnie Poznański kazał rozebrać maszyny, zrobić odlewy części i złożyć je z powrotem. W ten sposób nie musiał więcej kupować maszyn za granicą, tylko robił je sobie sam. W tamtych czasach nie było patentów, nikt się nie przejmował plagiatem.
Robotnicy, których Poznański zatrudniał w fabryce, mieszkali na 15 m² i często takie małe mieszkanie było do podziału na dwie rodziny! Za przegrodę służył np. mebel albo rozpostarte prześcieradło.
Co więcej, Poznański oszukiwał swoich pracowników i wydłużał im czas pracy przestawiając zegar o 15 minut. Wydaje się, że to niezbyt wiele, ale przy tak dużej ilości maszyn, zysk z darmowej pracy był naprawdę spory.
Kwestia zasad bezpieczeństwa też pozostawiała wiele do życzenia. Otóż w fabryce zatrudniano dzieci już od 12 roku życia i pracowały one w bardzo ciężkich warunkach, w dodatku za grosze. Wykorzystywano je np. do sięgania pod maszyny, co często prowadziło do wypadków. Chodziło o to, że dziecko jako mniejsze i zwinniejsze mogło po coś sięgnąć, bez konieczności wyłączania maszyny, co byłoby stratą materialną.
Wiadomo, że były to zupełnie inne czasy, ale i tak ciężko jest mi uwierzyć, że życie ludzkie było aż tak mało warte.
Co ciekawe, w tamtych czasach miasto Łódź miało zaledwie dwa zastępy strażackie, natomiast Poznański miał ich 14! Gdy była potrzeba, wypożyczał je miastu.
W muzeum można zobaczyć krosna, a co ważniejsze, można też zobaczyć, jak działają. Na życzenie zwiedzających, pracownicy włączają je i można sobie wtedy łatwo wyobrazić, jakie warunki panowały w fabryce. Hałas jest ogromny, a przecież w fabryce takich maszyn pracowały setki. Co gorsza, czasami coś mogło się urwać i polecieć z ogromną prędkością w dowolnym kierunku. Pracownicy Poznańskiego naprawdę nie mieli łatwego życia.
Na dachu muzeum jest mały taras widokowy, z którego można zobaczyć galerię handlową Manufaktura i cały teren dawnej fabryki. Nie jest to zbyt imponujący widok, zwłaszcza w pochmurną pogodę, no ale poszliśmy zerknąć.
Według jednej z muzealnych tabliczek, wszystkie budynki z cegły znajdujące się na terenie obecnej Manufaktury są oryginalne. Powstały z cegieł wypalanych przez należącą do Poznańskiego cegielnię.
Podsumowując, muzeum zrobiło na nas spore wrażenie, bardzo dużo się dowiedzieliśmy i było ono uzupełnieniem dla pałacu. Fajnie było zobaczyć jak żyła rodzina Poznańskiego i jak wyglądała praca w jego fabryce. Oba te miejsca są bardzo ważne dla historii Łodzi, więc naprawdę się cieszę, że je odwiedziliśmy i zagłębiliśmy się w tą historię.
Zwiedzanie Łodzi – Muzeum Kinematografii.
Muzeum Kinematografii było dla nas oczywiście punktem obowiązkowym podczas wizyty w Łodzi. Zwłaszcza dla mnie, gdyż kino zawsze było jednym z moich głównych zainteresowań.
Tak czy inaczej, Muzeum Kinematografii nie zawiodło. Jest to super miejsce i bardzo dużo można się tam dowiedzieć.
My eksplorację rozpoczęliśmy od zapoznania się z historią pierwszego kina w Łodzi i obejrzenia zabytkowych projektorów.
Uczestniczyliśmy też w pokazie filmów, a właściwie kadrów z filmów w kinetoskopie.
Poczytaliśmy o filmach, które były kręcone w Łodzi, chociażby: Ziemia Obiecana, Skłamałam, Vabank, Kingsajz, Ucieczka z kina Wolność, Ida, Zimna wojna, czy też Inland Empire Davida Lyncha.
W pałacu Anny i Karola Scheiblerów, w którym znajduje się Muzeum Kinematografii, kręcono natomiast Lalkę, sceny z serialu Stawka większa niż życie i wiele innych.
No i co ciekawe, zobaczyliśmy już drugiego podczas tego weekendu OSCARA! Tym razem była to statuetka dla Idy za najlepszy film nieanglojęzyczny.
Oprócz tego widzieliśmy stół montażowy z lat 80., lalki z Misia Coralgola, czy też gigantyczne przedmioty z filmu Kingsajz.
Muzeum jest bardzo informatywne i naprawdę warto się tam wybrać.
Zwiedzanie Łodzi – Filharmonia Łódzka.
Spragnieni kulturalnych rozrywek, jeden wieczór postanowiliśmy poświęcić na wyjście do filharmonii. Trafiliśmy akurat na fenomenalny koncert fortepianowy w wykonaniu dwóch młodych braci z Korei Południowej: Hyuk i Hyo Lee.
W programie był Arthur Benjamin, Maurice Ravel i Ludwig van Beethoven.
To było coś pięknego! Dawno nie doświadczyłam tak cudownej uczty muzycznej. Pianiści po prostu wymiatali! A na koniec jeden z nich zaczął mówić do publiczności po polsku i widać było, że nie jest to tylko kwestia kilku wyuczonych słów.
Naprawdę genialny koncert!
Zwiedzanie Łodzi – Łódzkie podwórka.
Podczas tych kilku dni odwiedziliśmy trzy bardzo ciekawe, artystyczne podwórka. Każde było zupełnie inne i ciekawe na swój sposób. Bardzo spodobał mi się taki pomysł na zagospodarowanie przestrzeni.
Zwiedzanie Łodzi – Pałacowe Podwórko.
Najpierw, zupełnie przypadkiem, natrafiliśmy na Pałacowe Podwórko na Piotrkowskiej 118.
Znajdziemy tam trzy ogromne żyrandole zawieszone wysoko nad dziedzińcem. Świecą się na wiele różnych kolorów i wygląda to naprawdę pięknie. Zrobiły na nas wrażenie.
Z oczywistych powodów warto wybrać się tam wieczorem.
Zwiedzanie Łodzi – Narodziny Dnia.
Narodziny Dnia to nazwa dzieła Wojciecha Siudmaka, które zdobi podwórko kamienicy, a dokładnie wewnętrzne elewacje, przy ul. Więckowskiego 4.
Aby opisać co dokładnie przedstawia dzieło, posilę się informacją z tabliczki informacyjnej:
„Nad bramą wjazdową kurtyna losu odsłania scenę spektaklu powitania dnia.
Łagodny podmuch ust Fantazji rozsiewa po elewacjach kamienic
niczym gwiezdny pył kolorowe stworzenia i postaci.
Los wysypuje z otwartej kostki do gry liczby powodzenia.
Nad wszystkim czuwa piękna Wieszczka, władczyni harmonii i pozytywnej energii.
Wie, jak pokierować zamiarami uśmiechniętego siłacza i jak zapobiec
nieprzewidywalnym ruchom Maga, który żongluje Ziemią i innymi planetami.
W nastroju oczekiwania i fantasmagorii wszechobecny ruch umożliwia odpłynięcie
w świat marzeń lub 40 podziemnych rzek, po których oprowadza Błękitny Przewoźnik.
Wszystko jest sprawą wyboru.”
Spodobało mi się też jak artysta zwraca się do odwiedzających podwórko:
„Zwiedzających proszę, by pamiętali, że nie sposób przewidzieć, w którym zakątku tego fantastycznego miasta może zacząć się najbardziej fantastyczny dzień ich życia.”
Zwiedzanie Łodzi – Pasaż Róży.
Przy ul. Piotrkowskiej 3 znajduje się Pasaż Róży, czyli lustrzana mozaika, która całkowicie pokrywa fasadę oficyny dawnego Hotelu Polskiego.
Jest to 800 m², w tym wszelkie gzymsy, nisze itp.
Autorką tego dzieła jest Joanna Rajkowska, której córka – Róża, chorowała na nowotwór oczu. To właśnie w tych okolicznościach powstawał ten projekt, gdy wracała do zdrowia i okazywało się, że będzie widzieć.
Znów posłużę się tabliczką informacyjną:
„Ściany oficyny budynku zostały pokryte lustrzaną mozaiką i tym samym obdarzone możliwością reagowania na światło. Ta architektoniczna skóra jest odpowiednikiem siatkówki – błony szczelnie wyściełającej dno oka.
(…) całość jest, w rozumieniu artystki, tkanką organicznie wrośniętą w ścianę, składającą się z powtarzającego się układu rozety, symulującego układy komórek nerwowych w siatkówce.
Patrzenie, jako proces, jest tu punktem odniesienia, ale również źródłem namysłu i obiektem fascynacji, natomiast widzenie zostało sprowadzone do fenomenu fizjologicznego odbioru obrazu.
(…) Pasaż Róży to podróż od niewidzenia do widzenia.”
Zwiedzanie Łodzi – Murale.
Spacerując po Łodzi natknęliśmy się na wiele ciekawych, przyciągających wzrok murali. Widać, że są przemyślane i opowiadają historię. Osobiście bardzo lubię sztukę uliczną, więc poniżej kilka zdjęć.
Zwiedzanie Łodzi – Cukiernia Ł&M Gałeccy.
Jeśli chodzi o gastronomię, to jedno miejsce szczególnie przypadło nam do gustu, a mianowicie Cukiernia Ł&M Gałeccy. Wypiliśmy tam kawusię i zjedliśmy pyszne ciasteczka, ale tak naprawdę urzekło nas wnętrze, które wyglądało na stare i oryginalne. Próbowaliśmy podpytać sprzedawczynię, ale niestety nie wiedziała zbyt wiele. Przyznała jednak, że niektóre elementy wystroju powinny mieć kilkadziesiąt lat.
Cała lada, szafeczki na ciasta, oświetlenie, wielki napis KASA, a nawet ramka na menu tworzyły jedną, piękną i bardzo oryginalną całość. Super miejsce.
Podsumowanie.
Zawsze wiedziałam, że Łódź ma coś w sobie (w końcu zachwycał się nią sam David Lynch), ale te kilka dni uświadomiło mi, że muszę poświęcić więcej czasu na odkrywanie tego czegoś. Jest to fascynujące miasto, pełne niesamowitych historii, ciekawych zakamarków, interesującej sztuki no i oczywiście związków z kinematografią i wieloma polskimi aktorami i reżyserami. Będę wracać!