
Jeden dzień pobytu w Wilnie poświęciliśmy na wycieczkę do Trok.
Miejsce to jednoznacznie kojarzy się z zamkiem, przynajmniej mnie i to właśnie zamek był naszym głównym, a właściwie jedynym celem tego dnia.
Trzeba przyznać, że umiejscowiony jest przepięknie i można go podziwiać godzinami.
My robiliśmy to z wielu różnych miejsc, czy to z prowadzących do niego mostów, czy to z kładki nad wodą, czy to z kawiarni.
Bryła zamku jest bardzo ciekawa, a jako że jezioro, na którym się znajduje, jest mało zagospodarowane i wygląda bardzo naturalnie, to ciężko odwrócić wzrok od tego sielankowego obrazka. Wspaniały widok, naprawdę!




Trakai Island Castle.
Jak się okazuje, w Trokach są tak naprawdę dwa zamki. Poza tym znanym ze zdjęć – Trakai Island Castle, jest również zamek znajdujący się na półwyspie.
My dowiedzieliśmy się o tym dopiero na miejscu, więc do tego drugiego zamku już nie zdążyliśmy się udać. Jest to coś do zrobienia przy następnej okazji.
W każdym razie, pod koniec XVIII w. oba zamki były zrujnowane. Było to spowodowane nie tylko upływającym czasem, ale również działalnością pobliskiej ludności, która rozkradała cegły i kamienie.
W XIX w. ruiny Trakai Island Castle zaczęły przyciągać do Trok artystów, poetów, a także naukowców, którzy zachwycali się romantycznym charakterem miejsca, urodą krajobrazu i jego historią.
Z czasem zaczęto podejmować wysiłki, których celem była odbudowa zamku, ale niestety nie dochodziły one do skutku. Rekonstrukcja zaczęła się dopiero w XX w.




Co do historii zamku, to powstał w stylu gotyckim, nie tylko jako forteca służąca do obrony, ale również jako rezydencja władcy.
Budowę rozpoczęto pod koniec XIV w., a zakończono w 1409 r., czyli za panowania Vytautasa, wielkiego księcia litewskiego.
W zamku rozstrzygano kwestie państwowe, przyjmowano zagranicznych gości, w tym dyplomatów, rycerzy i szlachtę. Organizowano też różne celebracje. Oprócz tego zamek słynął z wytrawnych uczt, podczas których gości zabawiali muzycy i błaźni.
The Trakai History Museum.
My w Trokach byliśmy na początku kwietnia i uważam to za znakomity termin, gdyż innych odwiedzających była dosłownie garstka. Mogliśmy na spokojnie obejrzeć wszystkie ekspozycje, poczytać o historii, zachwycić się dziedzińcem i widokami z drewnianych schodów.
O ile o samym zamku dowiedzieliśmy się niewiele, to wystawy w zamku są bardzo ciekawe, a niektóre sale zostały zaaranżowane, aby pokazać dawne wnętrza. Bardzo mi się to spodobało. Wręcz zachwyciłam się widząc te wszystkie stare meble, żyrandole, a nawet sztukę.

Jedno pomieszczenie mieści wypchane zwierzęta i skóry, co jak dla mnie jest makabryczne, ale nie da się ukryć, że ludzie lubowali się kiedyś w takich eksponatach.
Byłam dość zaskoczona widząc wypchanego niedźwiedzia polarnego, gdyż nie jest to typowe trofeum w tej części Europy.
Jednak jak można dowiedzieć się z tablicy informacyjnej, te trofea myśliwskie należały kiedyś do słynnego przedsiębiorcy ze Stanów Zjednoczonych, dr Juozasa Kazickasa, który polował na całym świecie, w tym na Alasce, w Afryce, Indiach, czy też Nowej Zelandii.
Polowania były popularnym zajęciem wśród możnowładców, którzy chętnie gromadzili broń i trofea w swoich pałacach.


Inne pomieszczenie przeznaczono do zaprezentowania kolekcji fajek o niezwykle wymyślnych kształtach.
Jak się okazuje, tytoń pojawił się w Europie dość późno, gdyż dopiero w XVI w. Kolumb i jego towarzysze zobaczyli palących Indian jako pierwsi Europejczycy.
Tytoń przywieziono właśnie z Ameryki, do Hiszpanii i Portugalii. W XVII w. był już rozprzestrzeniony na całym kontynencie. Bogaci wąchali tytoń, a cała reszta, w tym żołnierze, marynarze, czy też chłopi, palili fajki. Z początku były to głównie gliniane fajki, ale z czasem zaczęto wyrabiać je również z drewna, rogu, a od 1723 r. z morskiej piany. Później powstawały też z porcelany, a od lat 70. XX w. z metali lekkich.
Mnie najbardziej zaintrygowała ta morska piana, ale szybko okazało się, że tak mówi się na krzemian magnezu. W każdym razie, pierwszą fajkę z piany morskiej wykonał węgierski szewc, Karł Korwacz, w 1723 r.

Kolejna wystawa przedstawia pieczęcie. Wzrok przykuwają przede wszystkim ich trzonki, które potrafią być bardzo wymyślne i jak wyczytałam z tablicy, większość z nich posiada wartość artystyczną.
W muzeum jest też pokaźna kolekcja porcelany.
Jak wiadomo, porcelanę wynaleziono w Chinach, w VII w. W następnym stuleciu trafiła do Europy. W XVI w. produkowano miękką porcelanę, we Włoszech, a dopiero w 1709 r. niemiecki alchemik J. F. Biotger opracował twardą porcelanę. Pierwsza manufaktura powstała w 1710 r. w Miśni.
W muzeum można zobaczyć eksponaty z porcelany i fajansu pochodzące z XVIII – XX w.
Litwa nie produkowała własnej porcelany. Zainteresowani, czyli możnowładcy, zamawiali ją z Miśni, Wiednia lub Berlina.
Kolejna ciekawostka jest taka, że do produkcji szkła używa się potasu, wydobywanego z popiołu drewna. Dlatego w średniowieczu fabryki szkła powstawały w zalesionych miejscowościach.
W XVI i XIX w. na Litwę szkło przywożono głównie z Krakowa.

W muzeum znajduje się również piękna kolekcja wyrobów z kości słoniowej. Kość słoniowa jest miękka, ale trwała, więc znakomicie nadaje się do rzeźby i przedmioty z niej wykonane są naprawdę zachwycające. Absolutnie nie zmienia to jednak faktu, że aby ją pozyskać, ludzie zabijają zwierzęta, o czym nie można zapominać oglądając takie eksponaty.
W sumie w Muzeum Historycznym w Trokach (założonym w 1948 r.), znajduje się około 300 000 eksponatów, pochodzących głównie z XVIII i początków XIX w.










Tereny wokół zamku.
Warto poświęcić trochę czasu na chłonięcie krajobrazu. Tereny wokół zamku są naprawdę piękne i bardzo sielankowe.
My spędziliśmy trochę czasu na pomoście, podziwiając bryłę zamku, a także spokojną taflę jeziora i pływającego po niej łabędzia.
Po powrocie na stały ląd udaliśmy się do jednej z wielu knajpek, aczkolwiek również jednej z nielicznych, które były wtedy otwarte.
W każdym razie, widok z okna na zamek w pełnej okazałości, był po prostu cudny.


Informacje praktyczne: Do Trok można dojechać pociągiem, np. z Wilna. Niestety zamek znajduje się dość daleko od dworca kolejowego, więc dystans ten trzeba pokonać albo taksówką albo autobusem.




