
Na pierwszy wyjazd w 2025 r. musieliśmy długo czekać. Od wakacji w Międzyzdrojach w grudniu minęły prawie 4 miesiące i ja dostawałam już lekkiej delirki z tego powodu.
No ale w końcu nadszedł koniec marca i pojechaliśmy.
Co ciekawe, nie mogłam znaleźć żadnego dogodnego połączenia lotniczego Krakowa z Wilnem, nie było żadnych lotów bezpośrednich! Teraz już wiem, że chodziło o porę roku i że w cieplejszych miesiącach są takie loty, ale dla nas termin przełomu marca/kwietnia był niedyskutowalny, więc stanęło na pociągu i ponad 12 – godzinnej podróży. Wracaliśmy z Kowna, więc podróż powrotna była na szczęście odrobinę krótsza.
Właśnie z powodu terminu, wyjazd na Litwę był przesuwany dwukrotnie. Odkąd dowiedziałam się o istnieniu Republiki Zarzecza (Užupio Res Publika), zapragnęłam udać się tam 1 kwietnia, na obchody Dnia Niepodległości. W 2023 r. plany pokrzyżował nam festiwal podróżniczy, a rok temu nadarzyła się okazja (jak się później okazało, niepowtarzalna) wyjazdu do Norwegii mniej więcej w tym samym terminie.
W tym roku wreszcie się udało!
O ile byłam ciekawa Litwy, a zwłaszcza Wilna i Užupio i było dla mnie oczywiste, że wcześniej czy później się tam wybiorę, to nie spodziewałam się, że pobyt w tym kraju będzie aż tak interesujący, pełen różnych wydarzeń i niespodzianek, a także pyszny pod względem kulinarnym. Nie ukrywam, że Litwa zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie, intensywnie spędziłam tam czas i kiedyś na pewno będę chciała wrócić.
Zwiedzanie.
W Wilnie mieliśmy 5 noclegów, a w Kownie 3. Podczas pobytu w Wilnie wybraliśmy się też na wycieczkę do pobliskich Trok.
Zabytków widzieliśmy milion, w tym muzea, kościoły, cmentarze, zamki, wzgórza, place itp. Według aplikacji Kaspra przeszliśmy na nogach prawie 140 km. Rekordowego dnia zrobiliśmy ponad 20 km.
O ile najchętniej przebywamy w naturze, to na Litwie wprost oszaleliśmy i wszystko chcieliśmy zobaczyć i o wszystkim czegoś się dowiedzieć. Wpadliśmy w jakiś zabytkowo – historyczny obłęd i całymi dniami eksplorowaliśmy miasta.
No cóż, widać coś takiego też jest czasami potrzebne i być może byliśmy na muzealnym głodzie ze względu na ostatnie ekscesy Zojki w tego typu przybytkach (na Litwę wybraliśmy się we dwójkę, Zojka została pod opieką babci).
Tak więc, muzeów i zabytków było sporo, ale to nie wszystko! Jeden dzień poświęciliśmy na wspomniany już Dzień Niepodległości Republiki Zarzecza i związane z nim celebracje. Innym razem, zupełnie przypadkowo, trafiliśmy na uroczystość pożegnania amerykańskich żołnierzy, który zginęli w marcu podczas ćwiczeń na litewskich bagnach. To była oczywiście bardzo smutna okazja, ale cieszę się, że mogliśmy w tym pożegnaniu uczestniczyć.
Aż trzy razy, przy okazji powyższych uroczystości, różne media poprosiły nas o wypowiedź przed kamerami, tudzież do mikrofonu. To była nowość, nigdy wcześniej czegoś takiego nie robiliśmy.
Dość żywo zainteresowaliśmy się litewską kuchnią, która również okazała się pozytywnym zaskoczeniem. Nie sądziłam, że te wszystkie ziemniaczano-mięsne dania aż tak nam posmakują, ale posmakowały i to bardzo. Pyszne były też wypieki i chętnie próbowaliśmy coraz to nowych.
Podsumowując, był to wyjazd różnorodny i niezwykle ciekawy. Produktywnie i naprawdę bardzo przyjemnie spędziliśmy czas za naszą wschodnią granicą.
Polacy i język polski na Litwie.
Nigdy wcześniej nie byłam w kraju, w którym język polski jest aż tak popularny. Owszem, na Słowacji można się dość łatwo porozumieć w naszym języku, ale zazwyczaj wygląda to tak, że Słowacy mówią po słowacku, Polacy po polsku i na szczęście rozumiemy się nawzajem. Na Litwie po pierwsze jest dużo Polaków, a po drugie język polski jest praktycznie wszechobecny. Czy to w muzeach, gdzie zazwyczaj jest polska wersja wszelkich informacji, czy to na pomnikach, tablicach pamiątkowych, nagrobkach itp., czy też po prostu wśród przypadkowo napotkanych ludzi.
Jak wiadomo, Polskę i Litwę łączy kawał historii, ale i tak niesamowite jest to, ile polskich nazwisk przewija się w najróżniejszych miejscach. Czy to Piotr Skarga i Uniwersytet Wileński, czy Adam Mickiewicz, który jest chyba rekordzistą jeśli chodzi o ilość miejsc na Litwie, w których został jakoś upamiętniony.
W drugą stronę to nie działa, a przynajmniej ja nie kojarzę Litwinów, którzy byliby popularni w Polsce.
Lithuanian Smile.
Internet pełen jest żartów na temat tak zwanego Polish Smile. Większość jest dość trafiona i zabawna i do tej pory myślałam, że faktycznie jako Polacy jesteśmy komiczni z tymi naszymi poważnymi minami.
Okazuje się jednak, że Litwini w tej kategorii biją nas na głowę!
Od pierwszego dnia byliśmy zszokowani jak ciężko Litwinom zdobyć się na uśmiech, a także małe uprzejmości, typu przywitanie klienta w sklepie, czy w hotelu. No po prostu niesamowite jak są wycofani.
Któregoś dnia od rana cieszyłam się jak głupia, co przełożyło się na wiele przypadkowych uśmiechów do przypadkowych ludzi i ich reakcje były przezabawne! Jedna pani nie mogła ukryć swojego zdziwienia moim zachowaniem.
Aby jednak sprawiedliwości stało się zadość, muszę przyznać, że Litwini bardzo zyskują przy bliższym poznaniu i jak już z kimś wdawaliśmy się w interakcje, to były to bardzo pozytywne doświadczenia.
Pogoda.
Pogoda, jak na tą porę roku, czyli przełom marca i kwietnia, trafiła nam się znakomita. Było ciepło i bardzo przyjemnie, czasami można było nawet rozebrać się do krótkiego rękawka.
Załamanie przyszło przedostatniego dnia, kiedy to temperatura spadła poniżej zera i sypnęło miniaturowym gradem. Był to spory szok, ale jako że akurat zwiedzaliśmy wtedy piękny i klimatyczny monastyr, to lepszego klimatu wymarzyć sobie nie mogliśmy.
Ostatniego dnia, tuż przed wyjazdem, zwiedzaliśmy jeszcze fort w Kownie i tam już trzęśliśmy się z zimna, więc naprawdę bardzo się cieszę, że to załamanie przyszło dopiero pod koniec wyjazdu.
Kuchnia litewska.
Oczywiście nie czuję się ekspertką w temacie litewskiej kuchni, ale jako że raczyliśmy się nią przez tydzień, to mogę podzielić się wrażeniami na temat kilku przysmaków.
Gdybym miała podsumować kuchnię litewską w dwóch słowach, to byłyby to: ziemniaki i mięso. Dlatego, jak już wspomniałam, nie miałam zbyt wielkich oczekiwań i szczerze mówiąc, trochę się bałam, że potrawy litewskie nie będą mi odpowiadać. Co prawda ziemniaki lubię bardzo, ale mięsa raczej unikam i rzadko mi smakuje.
Gdy pierwszy raz zobaczyłam cepeliny w knajpie, na stoliku obok, pomyślałam, że muszą być okropne i że w życiu nie zjem tak ogromnej porcji (są dość duże, a zazwyczaj serwuje się dwa). Kasper tego dnia zamówił świńskie uszy, co odrzuciło mnie oczywiście jeszcze bardziej. Ja poszłam w bardziej „normalne” potrawy i zamówiłam placki ziemniaczane i bliny. Były zjadliwe, ale nie mogę powiedzieć żeby ten posiłek mnie zachwycił, więc moje obawy tylko wzrosły.
Na szczęście bardzo szybko okazało się, że to po prostu ta knajpa nie była najlepsza, i później było już tylko lepiej.
Wszystkie kolejne posiłki były znakomite i spróbowaliśmy wielu tradycyjnych litewskich potraw, a także dań, które są na Litwie popularne. Poniżej wymieniam te podstawowe:
Cepelinai lub didžkukuliai, po polsku cepeliny lub kartacze.
„Žemaičiu” blynai, po polsku Żmudzkie bliny.
Čeburėkai, po polsku czebureki.
Koldūnai, po polsku pierogi.
Bulviniai blynai, po polsku placki ziemniaczane.
Cepeliny to mięso w ziemniakach, bliny to też mięso w ziemniakach, a vėdarai to coś w stylu ziemniaczanej kiełbasy. Inne popularne dania to przykładowo placki ziemniaczane, pierogi, potencjalnie z mięsem, czebureki, też potencjalnie z mięsem. Troszkę mnie to śmieszy, ale żeby oddać sprawiedliwość, muszę przyznać, że wiele z tych dań występuje również w wegetariańskiej wersji i czebureki jadłam z nadzieniem z serka i szpinaku, pierogi z grzybami, a do placków ziemniaczanych dostałam łososia i camembert z owocami. Także da się zjeść na Litwie posiłek bez mięsa. A czasem nawet bez ziemniaka.
Oprócz powyższych potraw, spróbowaliśmy też zupy z grzybami serwowanej w chlebie, a ostatniego dnia wybraliśmy z menu restauracji trzy potrawy z oznaczeniem Lithuanian Heritage: pieczonego sera z kminkiem, gryczanych kotlecików i ziemniaczanej kiełbasy – „Karčemos” vėdarai.
Moim numerem jeden jeśli chodzi o kuchnię litewską okazały się cepeliny, zarówno zwykłe, jak i przysmażane. Są po prostu rewelacyjne!!! Sposób w jaki przyrządza się na nie ziemniaki jest jednym z moich ulubionych.
W ciastkarni, jako litewski przysmak, pani poleciła nam bułeczki o nazwie Bandelė „Šimtalapis”. Były z serem albo makiem, ale my zawsze braliśmy te z makiem, gdyż były po prostu rewelacyjne! Oprócz nich, wypróbowaliśmy też kilka innych wypieków. Nie wiem na ile były litewskie, ale nie próbowałam ich wcześniej, więc dla mnie były nowością i to przepyszną. Warto wspomnieć przede wszystkim o Kanelės i „Marcipaninės kaselės”. Nie podeszły nam natomiast Sausainiai „Grybukai”, czyli kolorowe ciastka w kształcie grzybków.
Odpoczynek.
Przed wyjazdem mieliśmy jakieś małe strzępki nadziei, że skoro Zojka zostaje z babcią, to trochę odpoczniemy i się wyśpimy, ale tak oczywiście się nie stało.
Jak już wspomniałam, dużo zwiedzaliśmy i wyrabialiśmy kilometry, ale na naszą niekorzyść zadziałały też inne czynniki. Po pierwsze, Litwa jest w innej strefie czasowej i przekraczając granicę przesunął nam się czas o godzinę do przodu. Po drugie, akurat podczas naszej pierwszej nocy na Litwie nastąpiła też zmiana czasu z zimowego na letni, więc pierwszego poranka straciliśmy tak naprawdę aż dwie godziny!
Nie było mowy o beztroskim wylegiwaniu się z rana, gdyż hotelowe śniadanie czekało, podobnie jak i te wszystkie super ciekawe miejsca.
Tak więc, fizycznie nie udało się odpocząć, ale mentalnie jak najbardziej. Ja prawie całkowicie zapomniałam, że jest coś takiego jak praca, nie mówiąc już o tym, że w poniedziałek po powrocie nie mogłam sobie przypomnieć hasła do logowania. Na szczęście zadziałał autopilot.
Podsumowanie.
Jak już wspomniałam, byłam trochę zaskoczona, że na Litwie podobało mi się aż tak bardzo. To taki niepozorny kraj, a okazał się świetnym miejscem na ponad tygodniowy wypad. Mieliśmy tam 7 pełnych dni, rozłożonych na zaledwie dwa miasta, a i tak zabrakło nam czasu.
Teraz już wiem, że kiedyś na pewno będę chciała na Litwę wrócić. Mam jeszcze mnóstwo miejsc do zobaczenia w Wilnie, a poza tym, chciałabym udać się nad litewski Bałtyk. Interesują mnie też Łotwa i Estonia. Jak zwykle wróciłam z podróży z kolejnymi pomysłami na wyjazdy.