
Jako że zeszłoroczny pobyt nad Bałtykiem zimą uznaliśmy za znakomite i niezwykle przyjemne doświadczenie, w tym roku postanowiliśmy to powtórzyć.
Wybraliśmy mniej więcej taki sam termin – początek grudnia, tą samą sieć hoteli – Golden Tulip, ten sam środek transportu – pociąg. Jedyna różnica to miejscówka. W 2023 r. pojechaliśmy do dobrze nam znanego Gdańska, a tym razem padło na przeciwległą stronę wybrzeża i miejscowość Międzyzdroje, w której żadne z nas nigdy wcześniej nie było.
Kolejny raz wyjazd okazał się strzałem w dziesiątkę! Świetnie spędziliśmy czas, zrobiliśmy mnóstwo fajnych rzeczy i wypoczęliśmy mentalnie. Fizycznie oczywiście nie wypoczęliśmy, wręcz przeciwnie, ale to jest norma, więc zaskoczenia w tym temacie nie było.
Większość czasu spędziliśmy w Międzyzdrojach, poznając okolicę, dużo spacerując i przesiadując w kawiarence na molo. Dwa razy udaliśmy się jednak do Świnoujścia. Raz żeby przekroczyć granicę z Niemcami i zawitać do pięknych miejscowości Ahlbeck i Heringsdorf, a drugi raz, żeby pozwiedzać trochę miasto, w którym też żadne z nas nigdy wcześniej nie było.
Nocny pociąg.
Ze względu na Zojkę, z początku trochę obawiałam się samej podróży, gdyż miała trwać ponad 10 godzin! W tamtym roku do Gdańska jechaliśmy Pendolino, więc niecałe 5 godzin i byliśmy na miejscu. Dwa razy dłuższa podróż nie jawiła się zachęcająco.
Na szczęście okazało się, że jestem po prostu zacofana jeśli chodzi o polskie pociągi i tak naprawdę ten dystans można przebyć bardzo komfortowo i wręcz nieodczuwalnie.
A wszystko to za sprawą przedziału sypialnego, który sobie wykupiliśmy, w dodatku za wręcz śmieszną cenę.
Co więcej, standard takiego przedziału jest zadziwiająco wysoki i muszę przyznać, że byłam w lekkim szoku. Widać dużo się w PKP zmieniło na przestrzeni lat i na szczęście teraz już o tym wiem.
Po pierwsze, przedział mieliśmy na wyłączność, jako że jest nas trójka, a w takim przedziale sypialnym są właśnie trzy leżanki, jedna nad drugą.
Po drugie wyposażenie przedziału jest nowe i funkcjonalne, wszystko posprzątane, pościel czysta, umywalka do dyspozycji, a także każdy dostaje torebkę z ręczniczkiem i mydełkiem, a także … uwaga … sękacz! Poczęstunek w PKP, toż to niebywałe!
Przedział można zamknąć od środka i nikt całą noc nie przeszkadza. Konduktor przychodzi dopiero przed naszą stacją docelową, żeby nas poinformować, że niedługo wysiadamy.
Pociąg z Krakowa mieliśmy o 22:40, więc prawie od razu poszliśmy spać i Zojka urządziła nam pobudkę jakoś ok. 7 rano, czyli na 2 godziny przed dojazdem. Akurat był czas żeby umyć zęby, coś przekąsić, ogarnąć się przed stacją. Praktycznie w ogóle nie odczuliśmy tej podróży. Minęła błyskawicznie, czym byliśmy zachwyceni. I dla wszystkich była to fajna przygoda, nie tylko dla Zojki.
Golden Tulip.
Nasz hotel znajdował się bardzo blisko plaży i gdyby nie wysokie drzewa, to mielibyśmy piękny widok na morze. Nie miało to jednak większego znaczenia, gdyż większość czasu i tak spędzaliśmy poza hotelem.
Apartament był ogromny i bardzo komfortowy.
Bufet śniadaniowy był spoko, ale ten obiadokolacyjny już słabszy. Na szczęście gości hotelowych było tak mało, że trzy razy zrezygnowano wieczorem z bufetu i zamiast tego zamawialiśmy dania z menu. Poza fatalnymi hamburgerami, jedzenie z karty było bardzo dobre i dużo bardziej wykwintne.
Wieczorami Zojka szalała w jacuzzi, które było spoko. Niestety basen był mały i z zimną wodą, więc raczej omijaliśmy. Kasper i ja korzystaliśmy też z saun: fińskiej i parowej.
Ogólnie jesteśmy zadowoleni z pobytu w Golden Tulip. Oczywiście nie jest to wybitna sieć, ale jak dla nas standard jest zadowalający i możemy polecić jeśli ktoś nie ma bardzo wygórowanych oczekiwań.
Już drugi raz rezerwowaliśmy ten hotel przez travelist.pl, co jest fajną i konkurencyjną opcją.
Pogoda.
Jak na grudzień, to pogoda trafiła nam się całkiem fajna.
Żałowałam, że nie ma śniegu (jedynie trochę szronu w niektórych miejscach), ale dzięki temu było trochę cieplej. Poza jednym dniem, prawie też nie wiało, więc warunki sprzyjały spacerom, których mieliśmy wiele.
W moje urodziny (13-ego w piątek) trafił się piękny, słoneczny dzień, kiedy to cały świat nabrał przepięknych kolorów. Po zdjęciach ciężko się domyślić, że to grudzień.
Podsumowując, bardzo chwalę sobie te zimowe pobyty nad morzem i z całą pewnością jeszcze nie raz będę chciała odwiedzić Bałtyk o tej porze roku.
Międzyzdroje – zwiedzanie miasta.
Szczerze mówiąc, co do Międzyzdrojów miałam trochę większe oczekiwania. Myślałam, że jest tam ładnie i trochę bardziej ekskluzywnie. Być może błędnie, ale zawsze sądziłam, że jest to wakacyjna miejscówka polskich gwiazd.
W rzeczywistości miasto wydaje się dość zaniedbane. Zimowa szarzyzna z pewnością nie dodaje uroku, ale chyba nawet w słońcu nie ma tam szału.
Oczywiście nie dla uroków miasta tam pojechaliśmy, więc nie było to problemem.
Bałtyk w Międzyzdrojach, razem z plażą i wydmami, prezentuje się wspaniale i to było dla nas najważniejsze.
Naprawdę jest to piękny kawałek wybrzeża, plaża jest niesamowicie szeroka, a we wschodniej części zaczynają się klify. Wydmy porasta kolorowa roślinność, a tuż za nimi rozciąga się pas lasu.
Lasem prowadzi przyjemna ścieżka, którą można codziennie chodzić na spacery, czy to na molo, czy to w stronę Świnoujścia.
Jest pięknie!
Wracając jednak do tematu Międzyzdrojów, to najważniejszą atrakcją w mieście jest molo. Samo w sobie nie jest zbyt piękne, aczkolwiek czarne lampy i barierki dodają mu uroku. No i najważniejsze są widoki, a tych z molo akurat nie brakuje.
Największym atutem samego przybytku jest Monaco Cafe, gdzie chodziliśmy regularnie. W zimowe, chłodne dni jest to idealna miejscówka, gdyż siedząc w ciepełku i popijając gorącą czekoladę, tudzież grzane winko, można jednocześnie gapić się na ciemne, zimne wody i białe fale. Świetne miejsce i bardzo polecam. My zostawiliśmy tam w sumie prawie trzy stówy i nie żałujemy.
Co do innych atrakcji miasta, to jest też oczywiście słynna Promenada Gwiazd.
Niestety bardzo rozczarowuje. Gdybym nie wiedziała gdzie jestem, to mogłabym nie zauważyć płyt z odciskami dłoni. Są tak małe i tak dobrze wkomponowane w chodnik, że można po nich przejść i kompletnie nie zwrócić uwagi.
Tylko nielicznych artystów wyróżniono bardziej efektownie i oni mają małe rzeźby po bokach alei.
Jeśli chodzi o atrakcje dla dzieci, to w Międzyzdrojach jest Oceanarium, o którym będzie poniżej i Planetarium. Byliśmy w obu. Oceanarium jest spoko, a Planetarium nie bardzo. Odbywają się tam pokazy filmów na białym, półkolistym suficie (my byliśmy na pokazie Cuda Wszechświata), więc jest to planetarium tylko z nazwy. Oczywiście czegoś tam można się nauczyć, ale generalnie bez szału, a swoje kosztuje.
Super atrakcją dla dzieci, a także dla dorosłych jest Zagroda Pokazowa Żubrów, o czym napiszę poniżej.
Oprócz tego, warto wspiąć się na małą górkę – Kawcza Góra, o czym też napiszę poniżej.
Wygląda na to, że coraz więcej miast idzie w ślady Wrocławia i stawia małe figurki w różnych miejscach. Okazuje się, że w Międzyzdrojach są mewy (chociaż ja w pierwszej chwili myślałam, że kurczaki). My widzieliśmy dwie. Jedna ujeżdża żubra pod dworcem kolejowym, a druga gra na fortepianie w parku.
Co do samego dworca kolejowego, to urzekła mnie tamtejsza poczekalnia. Otóż na ścianach wymalowane są reklamy okolicznych firm, takich jak fryzjer, pole namiotowe, smażalnia ryb, hotel, poczta, czy też sklep. Obrazki wyglądają jakby były malowane przez większe dzieci i moim zdaniem ktoś miał super pomysł. Ja przynajmniej byłam zachwycona.
Z ciekawostek dodam, że z Międzyzdrojów, np. z mola, widać platformę wiertniczą. Jak dowiedzieliśmy się od kelnerki z Monaco Cafe, jest to platforma gazowa.
Międzyzdroje – Oceanarium Międzyzdroje.
Oceanarium Międzyzdroje jest dziwnie drogie, ale pani sprzedająca była na tyle miła, że zaoferowała nam 3 bilety ulgowe. Dalej kosztowało to 180 zł, ale zawsze lepsze to niż 220 zł.
No nic, Oceanarium Międzyzdroje jest fajne i bardzo zadbane. Spędziliśmy tam mnóstwo czasu, dokładnie oglądając wszystkie akwaria i baseny.
Dwa poziomy są poświęcone zwierzętom morskim, a na trzecim jest sala zabaw dla dzieci, która Zojce bardzo przypadła do gustu.
Co do zwierząt, to widzieliśmy piękne okazy wielu ryb i innych żyjątek, a także kilka bardzo nietypowych stworów, jak np. żółwiak chiński albo śmieszna ryba, która wygląda jakby pływała do góry brzuchem.
Były też mureny, płaszczki, piranie, kraby tęczowe, rekiny (żarłacze czarnopłetwe) i wiele innych wspaniałych okazów.
Odwiedzających było niewielu, więc można było spokojnie zasiąść na jednej z ławek i wpatrywać się w zwinne, cudnie kolorowe stworzenia.
Ja jak zwykle chętnie czytałam ciekawostki dotyczące zwierząt.
I tak oto dowiedziałam się, że pirania nabtterera uważana jest za drugą najbardziej drapieżną przedstawicielkę rodziny piraniowatych. Jest rybą stadną, więc gdyby trzymać tylko jedną w zbiorniku, mogłaby umrzeć. Pojedyncze osobniki są też płochliwe, ale w grupie stają się maszynami do zabijania. Zazwyczaj żywią się zwierzętami większymi od siebie.
Płaszczki słodkowodne mogą mieć do 4 kolców jadowych jednocześnie. Te co jakiś czas odpadają i wyrastają nowe.
Gurami olbrzymie albino żywi się warzywami i owocami (np. sałatą, czy też truskawkami, aczkolwiek nie jest dla mnie jasne jak je zdobywają, chyba, że mowa tylko i wyłącznie o osobnikach żyjących w oceanariach).
Mięso sumów czerwonoogonowych jest czarne.
Żarłacz biały potrafi połknąć w całości fokę, tuńczyka, a nawet żółwia morskiego. Jego przodek mógł mieć nawet 30 metrów długości i 13 – centymetrowe zęby.
Międzyzdroje – Kawcza Góra.
Idąc na Kawczą Górę miałam zaplanowaną znacznie dłuższą trasę pieszą, obejmującą dwa kolejne przystanki, ale niestety jej realizacja okazała się niemożliwa.
Wygodna ścieżka wzdłuż morza nam się skończyła i chociaż udało nam się zdobyć Kawczą Górę, to dalsza wędrówka z wózkiem i małym dzieckiem byłaby już po prostu męczarnią.
Oczywiście nic straconego, na pewno jeszcze będziemy kiedyś w tej okolicy.
A tymczasem nacieszyliśmy się Kawczą Górą i najdłuższymi i najwyższymi schodami na plażę na polskim wybrzeżu, a także okolicznymi widokami.
Punkt widokowy jest zlokalizowany tuż nad klifem (na wysokości 57 m n.p.m.), który, co ciekawe, każdego roku cofa się o ok. 80 cm.
Międzyzdroje – Zagroda Pokazowa Żubrów.
Jako że piesza wycieczka została skrócona, okazało się, że mamy czas na Zagrodę Pokazową Żubrów, która jest akurat w okolicy Kawczej Góry.
Znajdują się tam nie tylko żubry, ale również kilka innych gatunków zwierząt, takich jak wilki, bieliki, czy też sarny. Są to zwierzęta uratowane, które ze względu na swój stan, już na zawsze pozostaną w zagrodzie.
Sowy płomykówki, które widzieliśmy w zagrodzie, zostały odebrane ludziom, którzy wykorzystywali je do pokazów i trzymali w transporterach dla kotów.
Wilki są dwa: Freja i Kamyk. Kamyk został potrącony przez samochód i niestety stracił przednią łapę. Freja została znaleziona przez myśliwych. Miała zaledwie kilka tygodni i znajdowała się w stanie agonalnym.
Co do żubrów, to w zagrodzie jest ich całkiem sporo i zrobiły na nas wrażenie. Są ogromne! A ich głowy to już w ogóle!
Żubry są największymi dziko żyjącymi zwierzętami lądowymi w Europie. Samce ważą do 900 kg, samice do 500 kg. Dziennie zjadają nawet 45 kg pożywienia.
Kiedyś występowały w niemal całej Europie, ale pod koniec XIX w. były już tylko dwa stada, w tym jedno w Polsce. W 1923 r. rozpoczęto restytucję gatunku, poprzez sprowadzenie do Polski 7 osobników z hodowli zamkniętych. W 1952 r. wypuszczono na wolność pierwsze żubry w Puszczy Białowieskiej (po 30 latach nieobecności). W 2018 r. było w Polsce już 1 820 osobników, z czego 1 600 na wolności.
Świnoujście – spacer po mieście.
Świnoujście trzeba będzie kiedyś odwiedzić w lecie, gdy świeci słońce, bo jestem przekonana, że to miasto może wyglądać lepiej.
Póki co nasze wspomnienia z pobytu tam to przede wszystkim dziwna mgła i szarzyzna.
Co więcej, co ciekawsze atrakcje były zamknięte w sezonie zimowym, więc nie udało nam się zobaczyć zbyt wiele.
Zamiast tego, zrobiliśmy sobie dłuższy spacer, który obejmował Park Zdrojowy, plażę i kawał miasta.
W parku są dwa forty, które były zamknięte, a które chciałabym kiedyś odwiedzić. Na szczęście kilka pomniejszych obiektów, takich jak np. stanowiska obserwacyjne sprzed I wojny światowej stoją przy alejkach, więc można było je sobie obejrzeć.
W dalszej kolejności udaliśmy się pod znak nawigacyjny – Stawa Młyny, który okazał się dużo fajniejszym i ciekawszym spotem, niż się spodziewałam. Bardzo spodobał mi się cypel, który do niego prowadzi. Z całą pewnością jest to jedno z miejsc, które warto odwiedzić podczas wizyty w Świnoujściu.
Zaszliśmy też do Wieży widokowej, która jest pozostałością po kościele protestanckim Marcina Lutra. Na dwóch pierwszych poziomach jest kawiarenka, w której chętnie przysiedliśmy i z której na zmianę oboje udaliśmy się na taras widokowy.
Widok był koszmarny, chyba najgorszy, jaki kiedykolwiek widziałam z tarasu widokowego, ale złożę to na karb pogody i pory roku.
Dużo bardziej zaciekawiła mnie sama wieża, jej architektura, witraże i przede wszystkim piękne wnętrze. Bardzo przyjemne miejsce na kawusię.
Dla mnie ciekawe jest to, że Świnoujście leży na wyspach, pomiędzy którymi nie ma mostów, a przynajmniej pomiędzy głównymi wyspami, czyli Wolin i Uznam.
Zamiast tego jest darmowa przeprawa promowa, tuż przy dworcu kolejowym po stronie wyspy Wolin i blisko centrum po stronie wyspy Uznam.
Przeprawa działa sprawnie, a promy pływają często, ale dla pasażerów na pewno jest to utrudnienie. My skorzystaliśmy z przeprawy w sumie 4 razy i odebraliśmy to jako ciekawostkę, ale na dłuższą metę nie chciałabym tego robić.
Podsumowanie.
Jak już wielokrotnie wspominałam, Bałtyk niezmiennie mnie zachwyca i jest to moje ulubione morze na całym świecie. Nie ma takiego drugiego!
Jak jestem nad Bałtykiem, to czuję, że jestem nad morzem.
Ostatnio zdałam sobie też sprawę, że nie potrafię zdecydować czy wolę góry czy morze i okazuje się, że kocham je chyba tak samo.
Przeszło mi też przez myśl, że fajnie byłoby zamieszkać nad morzem. Wtedy jednak zorientowałam się, że weekendowe wycieczki w góry stałyby się niemożliwością i uznałam, że jednak lepiej zostać na południu.
Odkąd Zojka jest na świecie, był to nasz trzeci pobyt nad Bałtykiem, a czwarty jest już wstępnie zaplanowany. Jeśli uda się raz w roku pojechać nad nasze morze, to powinno mi to wystarczyć.
Do Międzyzdrojów pewnie jeszcze kiedyś wrócimy, ale następne w kolejności są miejscowości, w których nigdy nie byłam (np. Krynica Morska, Ustka), a także takie, w których nie byłam bardzo dawno (Kołobrzeg).
Moim wielkim marzeniem pozostaje też przejście całego wybrzeża Bałtyku od Świnoujścia aż po Hel na nogach. Ostatnio dość intensywnie o tym myślę, więc być może okaże się, że nie będzie to aż tak odległą przyszłością.